czwartek, 23 lutego 2017

Świat jest mały, ale upał wielki (wpis 41.)

Zostaliśmy kolejną noc w Vientiane. Nasz nora nie była zachęcająca, ale tą drugą noc jakoś damy radę. 
Próbowaliśmy przez pół dnia wymyślić jakiś plan na następny dzień. Z grubsza wiemy, że chcemy jechać na południe. Poza tym nie dłużej niż 3-4 godziny dziennie. W zasadzie interesował nas autostop, ale nie jest łatwo znaleźć miejsce do łapania stopa w dużym obcym mieście. Poprosiliśmy o radę naszych nowych znajomych, Amerykanów z naszej śniadaniowni. Mieszkają w Laosie o d dłuższego czasu i znają realia. Wytłumaczyli nam, w jakim kierunku musimy się udać i szczerze uśmiali się z naszego pomysłu z autostopem. Powiedzieli, że życzą nam powodzenia, ale nie wierzą w sukces. W Laosie ten sposób podróżowania nie jest łatwy. Albo jest wręcz trudny. Panowie nie ułatwili nam podjęcia decyzji. Cały wieczór kombinowaliśmy, dokąd jechać i w jaki sposób się przemieszczać. Chyba było za gorąco, żeby coś zdecydować.
Vientiane nie jest miejscem, które porywa atrakcjami. Dodając do tego upał 36 stopni nie mogliśmy robić nic innego, jak obijać się.








Papas spotkał dwie dziewczyny z Polski, które poznał w czasie pobytu w Vang Vieng. Świat jest naprawdę mały. Vientiane to spore miasto i spotkać się przypadkiem nie jest tak łatwo. Dziewczyny objeżdżają świat w tempie godnym pozazdroszczenia. Do Laosu przyjechały z Filipin (tak zapamiętał Papas). Przez Bangkok wybierały się na chwilę do Dubaju. Potem na jeden dzień do Katowic na przepakowanie i lecą na Kubę. Piękny plan! Fajne Polki. Często nasi rodacy spotykani na wyjeździe nie zachwycają i nie inspirują do zawierania znajomości. Na szczęście nie wszyscy.


Aktualnie upał to nasz przeciwnik numer 1. Świadomość, co Wy macie teraz w Polsce pomaga nam przetrwać największy gorąc :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz