Sezon niby gna ku końcowi, ale w Hostelu Mamas&Papas wciąż wiele się dzieje. Jesteśmy już trochę wyeksploatowani, głównie z powodu upałów, które dały się we znaki wszystkim w Polsce. Jednak pozytywni ludzie nadają naszej pracy sens i dodają energii do dalszego działania.
Jednym ze źródeł fantastycznych doświadczeń były dwie dziewczyny - Polka i Dunka. Zarezerwowały miejsca na dwie noce, ale ostatecznie nie dały rady wyjechać zgodnie z planem. Za fajnie było. Zdecydowanie dziewczyny przyczyniły się do tego, że atmosfera w hostelu nie miała szans przygasnąć. Były do tego stopnia pozytywne, że nawet mnie przekonały do wypicia kieliszeczka AFRYKAŃSKIEJ wódki. Tak mocno mnie namawiały, że przekonały mnie. Wódka niby wyjątkowa, bo z Aryki i chyba ze słonia zrobiona, bo owe zwierzę dominuje na etykiecie. Nie wiem, jak smakuje słoń, ale zawartość kieliszka przypominała "babską" polską wersję adwokata.
Wskutek jakiejś pomyłki dziewczyny miały rozjechać się osobno. Agata pożegnała się z koleżanką i pojechała na lotnisko. Zaryczana Dunka wróciła do hostelu. Smutna była. Bardzo smutna. Tymczasem Agata zrezygnowała z wykupionego lotu i wróciła do hostelu. Trudno tak po prostu wyjechać z Hostelu Mamas&Papas :) W zasadzie to był spisek. W momencie, kiedy Agata opuszczała hostel, wiedzieliśmy, że to nie na długo. Wolała tłuc się jakimś autobusem do Krakowa dzień później, ale spędzić jeszcze trochę czasu z przyjaciółką w naszym hostelu. Poniższe zdjęcia są autorstwa Agaty.
Kolejny bardzo pozytywny człowiek - Drew z USA. Dawno nie gościliśmy osoby tak zadowolonej ze wszystkiego. Zawsze uśmiechnięty i nie narzekający na nic. Jest coś - super! Nie ma czegoś - super! Każdy drobiazg budzi jego uśmiech. Miał rezerwacje na tydzień. Po tymże tygodniu miał rano o siódmej jechać dalej. Przyszedł do mnie o 3:15 z zapytaniem, czy może przedłużyć pobyt. Machnął ręką na opłacony przejazd. Wyjechać z naszego hostelu jest naprawdę ciężko :) I bardzo nas to cieszy :)
Niektórzy potencjalni Goście szykują nam problemy. Wciąż ludzie nie zadają sobie trudu, żeby poczytać, co oferujemy i mają oczekiwania godne Hiltona. Ostatnio wzruszyła nas wiadomość od osoby rezerwującej na październik, czyli mającej dużo czasu na wybór i wiele możliwości. Owa osoba poprosiła o pokój z tarasem, i z widokiem na morze, i z prywatną łazienką. Nie mamy pokoi z prywatnymi łazienkami. Do morza to od nas daleko. A tarasów nie mieliśmy, nie mamy i mieć nie zamierzamy. I wszystko jest napisane, tylko czytanie ze zrozumieniem jednak zanika. Wciąż jednak gościmy ludzi bardzo pozytywnych, którzy wytrzymają bez tarasu. Nasz ogród jest lepszy :)
Araby z USA |
Duncan z Anglii wciąż przedłużał pobyt, ale w końcu wyjechał. Szkoda.... |
Andrea - workaway;er z Włoch pożegnał nas już. |
Niespodzianka od Maksa. Odwiedził nas po ponad roku :) |
Kącik Ady i Piotra
Dużo mi nie naopowiadali w ostatnim tygodniu. Generalnie trend się odwrócił i aktualnie wędrujących jest dziwnie mało. Prawdopodobnie wpływ ma na to pogoda. Dzieciaki marzną!!! W Hiszpanii!!! Mówię im, żeby nie narzekali, bo nasze tegoroczne afrykańskie upały w Polsce nie są zbyt fajne. Pochorowała się Młodzież, ale już wracają do żywych i ruszają dalej. Ze zdjęciami nie nawalają, więc zainteresowani nie będą się nudzić.
Jeszcze tylko jedna historia.
Ludzie są bardzo sprytni. Bez względu na narodowość. Młodzież miała wątpliwą przyjemność spotkać francuską rodzinkę, która camino potraktowała prawdopodobnie jako formę taniego spędzenia wakacji. Ludzie pielgrzymujący przez wiele setek kilometrów spędzają na trasie wiele tygodni. Koszt noclegu jest bardzo istotny. Na trasie camino często noclegownie (albergue) są dotowane przez lokalne władze lub kościół. Francuzi "pielgrzymowali" w piątkę (rodzice + trójka dzieci). Tak naprawdę pielgrzymem była mama z niemowlakiem. Tata i pozostała dwójka jechała autem. Dziwny pomysł ciągnąć niemowlaka na pielgrzymkę, ale nie wiemy, co nimi kierowało.
Mama z oseskim szła i należało jej się miejsce w albergue. Reszcie rodziny nie przysługiwało prawo do dotowanych noclegów. Tata z resztą rodziny w sprytny sposób zasiedlił dormitorium. Przemknął się jakoś i ostatecznie pięcioosobowa rodzina zajęła pięć łóżek, a autentyczni wędrowcy spali na podłodze. Ci ostatni mieli szczęście, bo nie zawsze pozwala się w schroniskach legnąć na ziemi.
Francuzi nie mieli w ogóle na uwadze, że jest to albergue i są w sali wieloosobowej. Funkcjonowali, jak w prywatnym apartamencie. W przypadku konieczności zmiany pieluszki skutkowało to czasami wrażeniami zapachowymi, atakującymi innych użytkowników dormitorium. Francuzi nie przejmowali się tym, jak wpływają na komfort innych. Oni mieli tani nocleg!
W kolejnym miejscu mieli mniej szczęścia. Tym razem recepcja była w takim miejscu, że nie udało się przemknąć. Francuzi zostali poproszeni o pokazanie paszportów pielgrzyma, które uprawniają do tańszego spania. Tylko mama miała dokument i reszta rodziny uważała, że to wystarczy. Nie wystarczyło i zostali pogonieni, żeby cwaniaczyli gdzie indziej.