niedziela, 30 kwietnia 2017

OBSESSION w Gdańsku. Uważajcie!



Zaczynamy nabierać tempa. Mamy wielkie szczęście przyciągać głównie fajnych ludzi. Niestety, fajnym ludziom zdarzają się w Gdańsku niefajne przygody. Nie mamy na nic wpływu, ale zawsze przejmujemy się przykrościami, które czasami spotykają naszych Gości.
Ostatnio byli u nas dwaj przybysze ze Szwecji. Różnica wieku między nimi była dosyć duża, ale to przecież nie jest ważne. Mieszkają niedaleko od siebie. Starszy z nich ma dzieci bardziej wiekowe od swojego kompana, ale nie przeszkadza im to w przyjaźni. Tylko młodszy -Simon- mówił po angielsku i opowiadał nam, jak to jego przyjaciel kazał przysiąc, że nie będą się rozdzielali w Gdańsku, żeby nie utrudniać pobytu temu starszemu. (Był Bośniakiem od wielu lat mieszkającym w Szwecji. W Bośni za jego czasów nie nauczano angielskiego w szkołach.) Młody przejął się rolą, ale coś nie wyszło.
Wyszli do miasta razem, ale około 22 wrócił tylko angielskojęzyczny. Powiedział, że się pogubili i miał nadzieję, że spotka kumpla w hostelu. Nie spotkał.... Chwilę pogadaliśmy. Opowiedział nam historię, kiedy w podobny sposób miał być oparciem dla swojej mamy na wycieczce do Indii. Mama też nie mówi po angielsku i pojechała po złożeniu przysięgi przez Simona, że ten będzie zawsze obok i wesprze ją językowo w razie potrzeby. Mama, prawdopodobnie fajna, otwarta babka (jak jej synek) już na początku zaprzyjaźniła się z lokalną sprzedawczynią odzieży. Poszła do nowej koleżanki i nie było jej pół godziny. Następnego dnia zniknęła na dwie godziny. Jakoś dawała radę bez językowej pomocy syna. Kolejnego dnia zniknęła na ...osiem godzin. Simon denerwował się. Mama przepadła. Bez języka, w obcym kraju! Coś się musiało stać! Chciał dzwonić na policję. Na szczęście mama pojawiła się. Opowiedziała, że poszła do swojej hinduskiej koleżanki w odwiedziny na kawę. Ta zabrała ją później na obiad do siostry. Potem przemieściły się do koleżanki na deser. Potem jeszcze gdzieś i tak zleciało osiem godzin. Wyszło na to, że wcale nie potrzebowała asysty syna. Jak człowiek chce i ma otwarte serce, da sobie radę i jest w stanie porozumieć się wszędzie. 
Ta dygresja o mamie Simona jest nie bez przyczyny. Wrócił dość wcześnie i prowadził z nami  długą pogawędkę. Opowiadał m.in. o mamie. Wyglądał na człowieka w niezłej formie. Dlatego zdziwiliśmy się, kiedy wkrótce z jego pokoju zaczęły dobiegać odgłosy torsji. Absolutnie nie spodziewaliśmy się, że jest w tak kiepskim stanie!
Następnego dnia okazało się, że był w klubie Obsession na Długim Targu. Na 100% coś mu dosypali do drinka. Stąd ten niefajny stan. Temat w Gdańsku jest znany. Bezczelnie naciągają obcokrajowców. Niby prokuratura coś bada, niby ich obserwują, ale ciągle w serwisach pojawiają się doniesienia o kolejnych poszkodowanych.
Na koniec okazało się, że Simona nie okradli, bo chyba nie było z czego. Za to jego kolega zorientował się przed wyjazdem, że obciążyli jego kartę na 5300 EURO!!! Był załamany, ale nie miał czasu pójść na policję, bo odlatywali do Szwecji.
Orientuje się może ktoś, czy może zawiadomić o popełnieniu przestępstwa naszą policję za pośrednictwem policji szwedzkiej?
Panowie do końca mieli pecha. Spóźnili się na samolot, bo telefon Simona wyświetlał nieprawidłowo nasz polski czas. Musieli kupić nowe bilety po cenach z dnia na dzień. Nie będą dobrze wspominać naszego kraju. Nawet się nie dziwimy.

Dziewczyny z Holandii pokazały niesamowitą energię. Każdemu takiej życzymy.

Egzotyczni przybysze z Indii.

Brak słów! Fantastyczne polskie dziewczyny. Ania (po prawej) urodziła sie w Kanadzie, ale i tak jest nasza :)

Andrew - kolejny wulkan pozytywnej energii! Jego śmiech rozjaśnia nasz hostel każdego dnia.

Chienyu z Tajwanu - ciągle w drodze.

Początek spontanu na recepcji

Młodzież z Ukrainy.

niedziela, 23 kwietnia 2017

Wracam




Długo milczałam po azjatyckiej przygodzie. Niestety, trzeba ponosić konsekwencje dwumiesięcznej laby. Na ogół, sprawy nie załatwiają się same. Zobowiązania nie nikną. Tak skonstruowany jest współczesny świat. Dodatkowo w sercu żal, że wyjazd to już przeszłość :(
Teraz oznajmiam, wszem i wobec, wracam do pisania bloga! Bloga "Z życia Hostelu Mamas&Papas".
Sezon wciąż jest niski, ale już zaczynają dziać się historie.

Doszła nam kolejna flaga na naszej mapie. Ostatnio dzieje się to niezmiernie rzadko. Czarnogóra - oto nowy nabytek. Czarnogóra liczy niewiele ponad 600 tys. mieszkańców czyli dużo mniej niż Trójmiasto. Siłą rzeczy mało tam potencjalnych podróżników, ale do nas wreszcie trafiły dwie osoby :)
Wygląda na to, że skończyły się w zasadzie europejskie kraje jako potencjalne nowości flagowe. Andora, Monako, San Marino i Watykan - tylko stamtąd nie było Gości. Szanse niewielkie, ale kto wie....?

W naszym hostelu mieszkał ostatnio obywatel Macedonii. Nie był pierwszym człowiekiem stamtąd, był ... drugi. Igor ma ciekawą koncepcje podróżowania. Używa wyłącznie autobusów. W danym mieście spędza na ogół jeden dzień. Odwiedza centrum i obowiązkowo lokalny browar. Można by rzec, że "kolekcjonuje" browary. Oryginalne hobby :)
Igor mówił po angielsku w zakresie raczej podstawowym. Kiedy mieliśmy problem w porozumieniu się, przechodził na ....język macedoński. Dogadaliśmy się w ten sposób na każdy temat. Poza jednym. Tłumaczył nam coś o jakimś niedźwiedziu. Nie skumaliśmy, o co chodzi?! Po paru godzinach przyszedł do mnie i pokazał filmik z polską bajką "Miś Uszatek". Okazało się, że wcześniej próbował wytłumaczyć, że dorastał przy polskiej bajce o niedźwiadku. Dialogi były tłumaczone, ale piosenka leciała w oryginale. Dorastaliśmy przy tej samej bajce :)

Sezon rusza w tym roku szybciej i znowu mamy wielu fajnych Gości. Był już nawet spontan przy śmietniku :)










niedziela, 2 kwietnia 2017

Po drugiej stronie lustra - ostatni (60.) wpis o Azji




 Z żalem zamykam tegoroczny azjatycki rozdział na moim blogu.
Podróż powrotna trwała 24 godziny. Znowu lecieliśmy linią Air China, wiedzieliśmy więc, że nie jest to linia marzeń. Strasznie się wkurzaliśmy na dziwne zasady zabraniające korzystania z komórek w trybie samolotowym. Również czytniki książek są zakazane. Jedyna z wielu linii, z których korzystaliśmy, miała takie dziwne ograniczenia. Lot z Pekinu do Warszawy trwał 9,5 godziny i chciałoby się jakoś zabić ten czas. Spać za wiele nie dało się, bo w klasie ekonomicznej nie jest za wygodnie. Pozostawało czytanie spod koca. W samolocie z Bangkoku do Pekinu był pewien pan, który wyglądał i zachowywał się jak tajniak. Ów człowiek przechadzał się co jakiś czas po samolocie i wyszukiwał "przestępców" usiłujących czytać książki na czytnikach czy słuchać muzyki z komórki. Nie mam pojęcia, dlaczego używanie komórki w trybie samolotowym jest takie niebezpieczne?! I dlaczego tylko w chińskich liniach?






W Pekinie nastawiliśmy się na gigantyczną kolejkę na transferze. Kiedy lecieliśmy dwa miesiące wcześniej, kolejka miała z 200 metrów i wyglądało to niefajnie. Tym razem było pusto. Szybko załatwiliśmy formalności i pozostało czekanie.
Po wejściu do hali odlotów, Papas zapytał jakiegoś lokalnego Pana o możliwość zapalenia papieroska. Wiedzieliśmy, że na lotnisku w Pekinie nie ma miejsc do palenia, ale Papas i tak zapytał. Pan powiedział, że nie ma i zrobił dłonią dyskretny gest "chodźcie za mną". Poszliśmy. Pan wprowadził nas do jakiejś obszernej toalety. Podszedł do ściany z dużym lustrem (od podłogi do sufitu). Otworzył owo lustro i kazał nam tam wejść. Weszliśmy do nory i rozpoczęliśmy proces palenia papierosów. W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi wejściowych. Pan jednym ruchem zamknął lustro, nakazując ciszę. Poszedł do drzwi i z kimś pogadał. My sterczeliśmy w ciemnej norze prawie nie oddychając. Po chwili wrócił i nerwowo zaczął nas poganiać. Gdy wychodziliśmy z pomieszczenia, Pan upomniał się o zapłatę. Nie mieliśmy żadnych pieniędzy. Wszystko na siłę wydaliśmy przed odlotem, wiedząc, że na lotnisku możemy używać kart. Oddaliśmy mu wszystkie papierosy i poszliśmy szukać bramki. Coś mi się przestawiło w telefonie i zdjęcia mi nie wyszły. 
Jeszcze oczekiwanie i polecieliśmy! W Warszawie udało nam się zdążyć na samolot do Gdańska (w cenie 9zł od osoby). I przygoda definitywnie zakończyła się :(