Wiosenka zaczyna się wpychać coraz śmielej. Nastroje też mamy coraz bardziej słoneczne, ale od czasu do czasu nasze uśmiechy gasi polska rzeczywistość.
Kolejny Gość, gdy tylko powitał nasz kraj, od razu miał kontakt ze strażą miejską. Palił nieborak na przystanku i od razu został spisany i ukarany mandatem. Przyszedł do hostelu bardzo zdziwiony. Zapłacił tylko 20 złotych. Miasto nie wzbogaciło się spektakularnie, a kolejna osoba poniesie w świat informację, że nie jest tu zbyt przyjaźnie. Przepisu nie znał i bezsprzecznie złamał go, ale skoro nie był stąd, można go było po prostu pouczyć.
Mamy też kolejną taxi story. Cztery Australijki wracały wieczorową porą taksówką. Papas akurat był na zewnątrz. Długo nie wysiadały i wreszcie jedna z nich wyszła i poprosiła Papasa o pomoc. Taksówkarz chciał skasować 55 złotych za kurs ze starówki. Powinno być około 20. Panie były rezolutne i trochę zorientowane w polskich realiach (dwie z nich mieszkają chwilowo w Radomiu). Zawzięły się, że nie dadzą się oskubać.
Papas przepytał taksówkarza.
Ile było kilometrów? Cztery.
Ile kosztuje kilometr? 2,70zł.
Skąd 55 złotych? Panie wysiadały po drodze i musiał czekać.
Panie stanowczo zaprzeczyły. Wsiadły do auta i bez zatrzymywania dojechały do hostelu. Wierzymy raczej Paniom. Papas walczył jak lew! Powiedział, że nie zapłacą tyle, ile taksiarz żąda. I w ogóle zaraz wezwie policję. Zażądał też paragonu. Na paragonie było .....27,40. Ręce opadają. Sprytny koleś! Pomnożył wskazanie taksometru razy dwa. Miało być łatwiutkie oskubanie obcokrajowców, ale nie wiedział, że z Papasem-Bohaterem nie ma szans.
Papas zdołał uchronić dziewczyny przed oszustem, ale na pewno zapamiętają, że w Polsce bywa niemiło.
Już ponad miesiąc minął od naszego powrotu z wakacji i nieprędko wybierzemy się w podróż. Skorzystałam więc z okazji i jadąc z Węgorzewa do Gdańska zahaczyłyśmy z Adą o Ornetę. Bardzo fajne miasteczko. Pochodziłyśmy sobie po tej czternastowiecznej osadzie. Podobało nam się bardzo.
Nie trzeba jechać daleko, ani na długo, żeby mieć namiastkę wojaży. Zwłaszcza, że na następną podróż jeszcze długo musimy czekać.