Nastał absolutnie ostatni dzień naszej wyprawy. Dzień ten miał charakter raczej organizacyjny niż podróżniczy. Właścicielka naszego hotelu zaproponowała nam, że podwiezie nas do hotelu lotniskowego. To kawał drogi i na pewno kosztowałby nas sporo wysiłku lub kasy. Pani akurat wybierała się w tamtą stronę i było nam razem po drodze.
Zostaliśmy poinformowani, że mamy być gotowi w południe. Byliśmy. Tymczasem coś się pozmieniało i Pani wysłała nas na lunch i po zakupy. Lunch (czyli nasze śniadanie) to był bardzo pomysł. Zakupy nie bardzo nas interesowały. Pobliskie centrum handlowe absolutnie nas nie kusiło.
Poszłam na moją ulubioną zupkę. Tu muszę wyjaśnić, że moja ulubiona zupka to "noodle soup". Jest rodzaj rosołu z makaronem i dodatkami. Wierzcie mi, każda noodle soup jest inna. Nawet, jeżeli je się w tym samym miejscu! To nie może się znudzić! Każdy twórca dodaje przyprawy po swojemu, swoje wariacje jarzynowe, mięsne czy inne. Również makarony są bardzo różne. Będzie mi tego brakować w Polsce. Nie da się podrobić. A ja tak się dziwiłam w czasie poprzednich podróży do Azji, jak ludzie mogą od rana zajadać ciepłe zupy?
Zjadłam zupkę, Papas zjadł omleta i poszliśmy jednak do centrum handlowego. Było gorąco jak diabli, więc wymyśliliśmy sobie, że w takim centrum będzie kawiarnia z klimą.
Zanim znaleźliśmy miejsce z kawą, ze zdumieniem obserwowaliśmy lokalne obyczaje handlowe. Stoiska gastronomiczne obok stoisk z biustonoszami czy spodniami. Najbardziej nas wzruszył widok sklepu z odzieżą zimową. Na zewnątrz 35 stopni. W całej Tajlandii upał, a w sklepie bez problemu zakupisz ciepłe buty, zimowe czapki i kurtki. Kto to kupuje???!!!
Kawę też znaleźliśmy i po szybkiej konsumpcji wróciliśmy do hotelu. W samą porę. Wyruszyliśmy w okolice lotniska.
Czekamy na wylot. Strasznie szybko zleciały te dwa miesiące i smutni jesteśmy, że to już koniec naszej wyprawy. Do Polski nie śpieszno nam. Cały czas docierają do nas strzępy wiadomości, co się tam wyprawia. Papas prosił, żebym nie mówiła, jeżeli się czegoś dowiem o Polsce, bo nie ma nerwów i nie chce psuć sobie wyjazdu. Nie po drodze nam z taką Polską. Ale tam jest nasza Rodzina, Przyjaciele i dlatego jednak warto jechać. Tęsknimy do ludzi!
Kolejna relacja za rok :)