sobota, 25 października 2014

Post bez Kiciusia

Wygląda na to, że prace remontowe na blogu dobiegły końca. Dzięki, Piotr!!! I przepraszam za zamieszanie. Już powinno być dobrze.
23 października założyłam po raz pierwszy kurtkę i tym samym lato pozostało definitywnie wspomnieniem. A jeszcze 19 października w niedzielę poszliśmy z Papasem na spacer w koszulkach z krótkim rękawem!!! Mieliśmy piękne wychodne. Dzięki, Ada!!!


Rozpoczął się okres, kiedy wspominamy minione lato. Czasu teraz jest więcej, Gości mniej. Dzisiaj w hostelu mamy najazd hiszpańsko-niemiecki. Chociaż niekwestionowanym bohaterem jest obecnie Eric. Przyjechał z paszportem holenderskim. Od wejścia mieliśmy problemy z dogadaniem się po angielsku. Mistrzami mowy Szekspira może jeszcze nie jesteśmy, ale nie mamy większych kłopotów z komunikowaniem się z Gośćmi. A tu klops! Każda rozmowa składa się z wielokrotnie wymawianych próśb o powtórzenie, co powiedział. Pewnego razu była z nami Monika Ż. Przyszedł Eric i mówi coś. My z Papasem oczywiście nic nie rozumiemy, zwróciliśmy się więc do Moniki z nadzieją, że nam pomoże. A Monika ...też nic. A przecież zna angielski lepiej niż my. Eric powtórzył swoje pytanie trzy razy i wyłowiliśmy słowo "avon". Wszystkim nam się skojarzyło z firmą kosmetyczną, ale nie nadal nie wiedzieliśmy, czy chce coś nam sprzedać czy może kupić. Okazało się, że pytał nas o ... piekarnik (ang. oven). Tajemnicą Erica jest to, że tak na prawdę jest z Nowej Zelandii, a paszport holenderski ma (z tytułu posiadania holenderskich korzeni) dla łatwego podróżowania po Europie. Często miewamy problemy z rozumieniem angielskiego używanego przez Gości z Australii czy Nowej Zelandii.

Ed i Helen z Anglii  nie sprawiali problemu z angielskim

Dziewczyny z Ukrainy też pięknie mówiły po angielsku


 Goście też miewają problemy z użyciem angielskiego w Polsce. Jest coraz lepiej, ale wciąż znajdują się miejsca, gdzie nie da rady się dogadać nic a nic. Pamiętacie może wpis, gdzie opisywałam kłopoty Jeffa? (http://hostelik.blogspot.com/2013/04/jeff.html) Szukał miejsca, skąd wywodzili się jego przodkowie. Szczęśliwie odnalazł, ale nieszczęśliwie odwiedził to miejsce w sobotę i nie było szans, żeby się dogadać. Jedynym znającym język angielski był miejscowy nauczyciel, ale przy sobocie wyjechał. Poza nauczycielem nikt ani słowa.
Latem była u nas hiszpańska rodzinka. Jechali do Malborka (jak większość odwiedzających Gdańsk). Papas znalazł im połączenie, ale zapomniał napomknąć, że trzeba się przesiąść w Tczewie. Goście byli trochę przygotowani co do trasy i za Tczewem coś im nie zagrało. Próbowali zasięgnąć języka, ale języka angielskiego nie dało się zasięgnąć. Konduktor (chyba na podstawie biletu) dał im do zrozumienia, że muszą wysiąść, bo jadę nieodpowiednim pociągiem. Wysadził ich w jakiejś małej miejscowości. Hiszpanie opisali ją, że był tam peron w polu i na horyzoncie jakieś zabudowania. Na peronie jakiś młodzieniec poinformował, że stamtąd, gdzie zabudowania, jeżdżą często busy do miasta. I w ogóle to blisko. Dzielni Hiszpanie wyruszyli po swoje zbawienie. Wyszło na to, że te zabudowania nie tak blisko, a busy to zjawisko rzadko widywane. Wszędzie nic i coraz trudniej zachować optymizm. Wreszcie udało się złapać pojazd jadący z powrotem do Tczewa. Przyjechali i stwierdzili, że w zasadzie zdążą jeszcze do tego Malborka. Z tą nadzieją ruszyli w stronę dworca i ....... nic. Ulica zamknięta, bo jedzie Tour de Pologne. Fajna wisienka na torcie przygód. Ale dzielni konkwistadorzy nie dali się stłamsić przeciwnościom i dotarli rzutem na taśmę na zamek w Malborku. No, po prostu go zdobyli :)

niedziela, 19 października 2014

Opowieść znad miski zupy

Nie ma to jak miska dobrej zupy. Bardzo dobrej zupy. Po prostu zupy p.Czesi. Często częstujemy Gości czymś smakowitym, zwłaszcza wtedy, kiedy Gość przybywa bardzo późno, a my akurat coś mamy. Wysłuchaliśmy wielu ciekawych historii w trakcie konsumpcji przysmaków p.Czesi.
Pojawił się u nas Andrzej z Kazachstanu. Przyjechał bardzo późno, dostał talerz ogórkowej i zaczęliśmy pogawędkę.
Andrzej jest potomkiem zesłańców z 1936 roku. Mieszka w Polsce od 5 lat. Nie tęskni do swojego kraju. Za ludźmi owszem. Chociaż jest tam coraz mniej jego bliskich. Mówi, że obywatele Kazachstanu o europejskim pochodzeniu próbują wiać stamtąd. Kazachowie są bardzo nieprzyjaźni. Mówią potomkom zesłańców, żeby się wynosili i że to ich wina, że się urodzili na nieswojej ziemi. Cóż za rechot historii!!! Wiele lat temu tysiące ludzi wywieziono w bydlęcych wagonach za jakieś urojone "winy". Skazano na poniewierkę, straszne warunki, głód i cierpienie. Teraz ich potomkowie są atakowani za to, że tam żyją. Oni chętnie zmieniliby adres, ale Polska ich nie chce. Załapać się na procedurę repatriacyjną to niemal cud. Trwa ona nawet 15 lat. W naszym kraju, gdzie marnotrawi się tyle publicznego pieniądza, nie ma środków, żeby pomóc Rodakom wyrwać się stamtąd.
A życie tam lekkie nie jest.

Po pierwsze nastawienie ludności kazachskiej.
Jest to kraj 9 razy większy od Polski, ale liczy zaledwie 17 mln. W tej chwili Kazachowie stanowią 65% ludności, ale jeszcze niedawno proporcje były dla nich mniej korzystne. W Kazachstanie mieszka 140 narodowości!!! Większość nacji to  potomkowie zesłańców. Są też imigranci zarobkowi np. z Uzbekistanu, Kirgistanu. I tradycyjnie narody pogranicza. Ale żeby aż 140!!! W życiu bym nie pomyślała.
Jest bardzo trudno o pracę. Andrzej mówił, że prędzej pracę dostanie Kazach niż ktoś o europejskim rodowodzie. Zdaje się, że tam się nie pamięta, że Europejczycy nie pchali się do Kazachstanu na ochotnika. Są tam jako ofiary strasznego reżimu. I że żyją tam od wielu lat kolejne generacje ludzi, którzy tam się urodzili i fajnie by było, gdyby nie byli traktowani jak wrogowie. Pragnę zaznaczyć, że Andrzej wielokrotnie podkreślał, że wśród Kazachów jest wiele dobrych, sympatycznych ludzi. W sumie jak w każdym narodzie. Wszędzie są ludzie dobrzy i źli, mądrzy i głupi. Czasami jedni, a czasami drudzy mają przewagę i głośniej krzyczą.

Po drugie klimat.
Wyobraźcie sobie, że amplituda temperatur w ciągu roku wynosi 80 stopni Celsjusza. Czasami nawet 100!!!! W zeszłym roku temperatura spadła zimą do minus 52 stopni. Andrzej musiał kiedyś wyjść na zewnątrz przy minus 45 stopniach. To jego prywatny rekord. Ja bym chyba umarła! Czasami ludzie siedzą nawet 2 tygodnie w domu, bo wyjść się nie da. Robią zapasy i co najwyżej po chleb wychodzą od czasu do czasu. Nawet drogi są zamykane, żeby nie ryzykować, że ktoś gdzieś utknie. I taka aura trwa od początku listopada do końca marca. Przy minus 27 stopniach dzieci z klas 1-3 nie idą do szkoły. Klasy 5-8 mają wolne poniżej minus 30 stopni. Najstarsi uczniowie z klas 9-11 zostają w domu przy minus 35 stopniach bez wiatru i 33 z wiatrem.
Kiedyś Andrzej zatęsknił za prawdziwą zima i pojechał do Kazachstanu na Sylwestra. Trochę się zapomniał i ubrał się jak ...."debil". Takimi słowami przywitali go bliscy widząc odzienie i obuwie :)
Wcale nierzadko 1  i 9 maja posypuje tam śnieg. Wiadomo jak ważne są to daty w postsowieckim państwie. Uroczystości, defilady i takie fanaberie pogody.

Po trzecie rzeczywistość.
W Kazachstanie od 1991 roku rządzi ten sam pan. Jego córka jest najbogatsza panią w kraju. Na ślubie wnuka wystąpił raper ze Stanów z najwyższej półki za 3 mln $. Pan prezydent żyje jak wszechwładny król (albo car). Ma władzę absolutną. Niemniej potomkowie zesłańców boją się, co będzie, jak umrze. Może być jeszcze gorzej. Powstrzymuje nacjonalistyczne zapędy pewnych ugrupowań. Jak tamci zaczną rządzić, może być naprawdę nieciekawie dla nie-Kazachów.
Korupcja jest niewyobrażalna. W kraju, w którym ceny są porównywalne do Polski (oprócz papierosów, alkoholu i benzyny) zarabia się około 800zł. Każdy kto może wymusza pieniądze od innych. Nic dziwnego,że ludzie zwiewają.

Żeby pojechać do Polski trzeba uzbierać dwa tysiące złotych  na samolot. Ciężko uciułać taką kasę. Ale większość marzy o podróży do Europy. Sporo polskich potomków zesłańców osiedla się w Kaliningradzie. Niby nie Polska, ale bliziutko.


Poniżej fotki dowodzące, że świat się kręci wokół zupy p.Czesi

Kazachstan
Kanada

Australia, Niemcy

Ukraina, Niemcy

niedziela, 12 października 2014

Nasze córki

Witam Was dzisiaj wkurzona kolejnym czekaniem na gości, którzy nie przyjechali. Nie odwołali rezerwacji, nie odpowiadają na sms. Ręce opadają. Dotyczy to przede wszystkim Polaków, aczkolwiek sporadycznie grzeszą też w ten sposób obywatele innych krajów. Dzisiaj biedny Papas wstał wcześniej tylko po to, żeby przyjąć Polkę, która prosiła o możliwość wcześniejszego zameldowania. Prosiła też o możliwość późniejszego wymeldowania. I żeby spała z dala od miejsc dla palących . I z dala od palących Gości. Życzeń mnóstwo. Nie przyjechała. Nie reagowała na smsy.  Dużo roszczeń i zero kultury. Smutne...
Osłodą tych sytuacji są Goście, którzy przybyli. Niedawno mieliśmy sytuację, w której ludzie z trzech oddzielnych rezerwacji spotkali się u nas ponownie. Tzn. spali razem w innym hostelu i niezależnie od siebie wszyscy wybrali na kolejny etap Hostel Mamas&Papas. Ależ się zdziwili, gdy spotkali się znowu!!!
Mieliśmy też przyjemność gościć fajnych ludzi, którzy zjawili się u nas uciekając z innych hosteli. Różne to były historie, ale nas urzekła jedna. Przyjechali dwaj panowie, których wkurzyła nocna akcja z policją w poprzednim hostelu. Okazało się, że w ich dormie spał jakiś nieborak, który wkradł się bez opłacenia noclegu. Personel jakoś się skapnął i zrobili o drugiej w nocy akcję poszukiwawczą. Najpierw zapalili światło i spytali po dobroci, kto przebywa w hostelu nielegalnie. Nikt się nie przyznał. Wezwali policję i sprawdzili wszystkich ludzi. W środku nocy!!!!! Dwugodzinna akcja! Nam to się w głowie nie mieści. Narazić cały pokój ludzi na zarwanie nocy z powodu jednego zaradnego człowieka i parudziesięciu złotych!!!!! Bandytą okazał się 16-latek z Polski. Dalsze jego dzieje nie są nam znane.
Z najnowszych wieści! W hostelu pojawiła się Ada! Zakończyła swoje wędrowanie (1052km pieszo). Może wróciła, bo dowiedziała się, że Goście brali za nasze córki Monikę i Olę (wcześniej Kasię). Wszyscy twierdzą, że dziewczyny takie do nas podobne, że to muszą być córki. W sumie mieć takie córki to zaszczyt :) Fajne te nasze córki :) Wszystkie cztery!!!!
Na koniec powraca trzepak. Znowu mieliśmy zapytanie: co to jest? Przez pierwsze trzy lata działalności hostelu nie zapytał NIKT. W tym roku trzepak zajął myśli tak wielu ludzi!!!! Trzepak wyrasta na bohatera sezonu. Fajny bohater :)

Trochę fotek.

Inwazji brazylijskiej ciąg dalszy

Niby jesień, a wynurzył się dmuchawiec. Zdjęcie zrobione 11.10.

Miód na serce Papasa - dziewczyna z Korei

Francusko-turecka ekipa z żurkiem p.Czesi. Przyszli, poprosili, dałam. Padli z zachwytu.

Zdjęcie z ganku jak zwykle niewyraźne, tak jak Papas i Grzesiu "Mordka". Asia trzyma pion.

Ada wynurzyła się znienacka, ale za to jak efektownie!!!

Młodzi Niemcy. Też szukają korzeni, tym razem w Olsztynie.

Paul z USA wraz z wesołą ekipą ze Słowacji.

Paul był kocim fanem i na okrągło karmił albo głaskał Kiciusia.
Jak rzekłam, Ada wróciła (1052km później).

Po ponad trzech latach dowiedziałam się, że w naszym ogrodzie rosną również orzechy.
Pożegnanie z Indonezją.

Kiciuś został właścicielem poduszki, na której spędza prawie cały czas.



niedziela, 5 października 2014

Z pieśnią na ustach

Wraz z nadejściem chłodów Gości jest coraz mniej, ale nadal przyjeżdżają ludzie bardzo interesujący. Parę dni temu Papas pilnując recepcji usłyszał utwór zespołu The Mamas & The Papas wyśpiewany przez wchodzącego Gościa. Trochę się Papasek zdziwił widząc śpiewaka, ponieważ nikogo takiego nie oczekiwaliśmy. Okazało się, że Kevin z USA owszem miał rezerwację, ale na przyszły tydzień. Papas przygarnął śpiewaka, zwłaszcza, że ten znalazł z Papasem wspólny język. Znali i lubili te same stare amerykańskie kapele.
W nocy robiłam inspekcję hostelu i w common room znalazłam człowieka, który przeniósł swoją pościel na górę i spał we wspólnym pomieszczeniu. Wezwałam Papasa na konsultacje i ustaliliśmy, że to musi być Kevin (światła nie zapalaliśmy). Zapytałam następnego dnia Kevina, dlaczego nie spał w swoim łóżku. Odparł, że w dormie miał zaszczyt mieszkać z dwoma mega chrapaczami. Jednym z nich był potężny Niemiec. Drugim - malutka, drobniutka Chinka. Spać się nie dało, więc wybrał emigrację. Czyli mamy "Symfonie-kontynuacja" http://hostelik.blogspot.com/2013/10/symfonie.html

Spiewający Kevin z Papasem
Dziewczyna z Macau nad talerzem z polskim plackiem
Pan Kiciuś błyskawicznie zasiedlił studenta z Turcji.

Odwiedził nas Aleksander z Kaliningradu. Przyjechał z kolegą, który jest dowodem na to, że świat jest mały. Panowie urodzili się i wychowali na Syberii. Znali się z widzenia. Jeszcze w dzieciństwie ich drogi się rozeszły. Spotkali się przypadkiem po dwudziestu latach..... na ulicy w Kaliningradzie. Gdzie Syberia, gdzie Kaliningrad??!! Teraz przyjaźnią się. Takie historie opowiadają Goście Hostelu Mamas&Papas.