niedziela, 25 stycznia 2015

Mamas&Papas żegnają Bangkok (wpis 5.)



Nie daliśmy z Papasem za wygraną i kolejny raz spróbowaliśmy dostać się do miejsca bez białasów. Nasz chiński przyjaciel polecił nam jedną z linii, jadącą dookoła China Town i z nieustającą przyjemnością wsiedliśmy do autobusu miejskiego nr 53. W pewnym momencie poczuliśmy, że już trzeba wysiąść. I to był strzał w dziesiątkę. Przypadkiem natrafiliśmy na dzielnicę muzułmańską. Dzielnica to może zbyt wiele powiedziane, ale był to teren na który wchodzi się przez bramę z arabskimi napisami i mieszkają tam głównie  muzułmanie.


A za bramą ludzie ubrani inaczej. Meczet, cmentarzyk, sklepy z innym asortymentem. Chcieliśmy kupić coś do picia. Papasowi zamarzyło się zimne piwo, ale musiałam mu przypomnieć, że w takich miejscach tego napoju nie uświadczy.






Oczywiście musieliśmy zjeść właśnie tam. I stało się! Zjadłam zupę! Naprawdę! Papas może zaświadczyć :) 

Naprawdę mam zupę!
Nawet smaczna była.
Papasowi zawsze smakuje
Papas z nowym przyjacielem.


Ostatni wieczór w Bangkoku był wyjątkowo upalny. Postanowiliśmy przejść się na kolację w inny rejon niż co wieczór. Ludzi tysiące. Ulice zakorkowane nawet o godzinie 22.

To wyglądało tak:





Bangkok tętni życiem bez przerwy. Byliśmy oszołomieni. Ale prawdziwy szok przeżyliśmy, gdy ponownie spotkaliśmy naszego Anioła Richarda. On jest wszędzie, tam gdzie my? Prawdziwy Anioł Stróż! China Town to zatłoczona dzielnica olbrzymiego miasta i my wciąż spotykamy tego samego człowieka. Próbował zaprosić nas znowu na kolację, ale właśnie skończyliśmy spożywać przepyszną rybkę z zieloną fantą.



Daliśmy się tylko namówić na sok świeżo wyciśnięty z granatów. Pycha!

Papas zachwyca się sokiem
Miłe spotkanie
Opuszczamy Bangkok. Warto tu przyjechać, gdy ma się mało czasu. Można poczuć ducha Azji w różnym wydaniu narodowościowym.  Wiele osób na ulicy gotuje, je, pierze, depiluje, robi makijaż czy maseczki kosmetyczne, śpi, gra w gry, strzyże się i robi wiele innych rzeczy. Ludzie tacy sami jak my, chociaż żyją po swojemu. Nawet telewizja pokazuje to samo, co u nas, tylko język inny. Papas namiętnie ogląda chińskie programy, więc jesteśmy na bieżąco. Reklamuje się to samo od pieluch poprzez szampony po majtki modelujące. 
Nie da się opowiedzieć Azji, trzeba tu być.


































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz