czwartek, 26 stycznia 2017

Przyjaźń polsko-chińska (wpis 17.)

W Lijiang zatrzymaliśmy się w bardzo fajnym hoteliku. Papas zrobił dukemntację fotograficzną tego malowniczego miejsca.










Łażąc godzinami po mieście potwierdziliśmy naszą wcześniejszą obserwację, że nie widać tu wózków dziecięcych. Dzieci są noszone najczęściej na plecach w chustach lub nosidłach. Spotkaliśmy może 2-3 dziecięce wehikuły. Często widać, że jak małe dziecko ma pilną potrzebę, rodzice wysadzają je tam, gdzie potrzeba przypili. Na środku chodnika, placu. Dzisiaj zaobserwowaliśmy jak mama wysadzała dziewczynkę za grubszą potrzebą. Trochę byliśmy zniesmaczeni, widząc oczyma wyobraźni nieboraka wdeptującego w zawartość leżącą na chodnika. Mama nas zaskoczyła. Zrobiła, co było trzeba przy dziecku i ... sprzątnęła po akcji. Szacun!

Zabawnie dziłają tu firmy śmieciarskie. Zaobserwowaliśmy już w Dali, że śmieciarki jeżdżą pogrywając stałą melodię. Ludzie słysząc samochód wychodzą ze śmieciami na ulicę. W Lijiang śmieciarka też gra swoją melodię, inną niż w Dali - bardzo ładną.

I jeszcze jedna obserwacja - manekiny w sklepach mają wygląd wyłącznie europejski. Nie spotkaliśmy ani jednego o rysach azjatyckich.

Wygląd manekinów nie ma znaczenia na lokalnym rynku. Papas spenetrował go dokładnie.





















W ostatni wieczór w Lijiang poszliśmy oczywiście na poszukiwanie jakiegoś fajnego miejsca na kolację. Miejsce, które wybraliśmy  uświetniała chińska rodzinka. Od początku wysyłali do nas bardzo pozytywne sygnały. My zajęliśmy sie kolacją. Tym razem wybraliśmy nie za dobrze. Nawet Papas nie podołał swojej potrawie. Zamówiliśmy, poprzez pokazanie palcem, dwa talerze sajgonek. Dostalismy dwa talerze..... czegoś słodkiego i tłustego. Jakiś chiński smakołyk. Przy płaceniu okazało się, że dosyć drogi. Wiedzieliśmy, że nie podołamy, więc jeden z talerzy daliśmy, siedzącej po sąsiedzku, rodzince. Oni w podzięce przynieśli nam papierosy. Zauważyliśmy, już wcześniej, że obdarowywanie papierosem, jest gestem sympatii. Za chwilę podeszli z wódką, potem znowu paierosy, potem wódka. Przyjaźń polsko-chińska w pełnym wymiarze. Rodzina była trzypokoleniowa. Pan Dziadek pochwalił się, że ma 80 lat. Po tym, jak wyraziliśmy szacun, dodał, że Pani Babcia też ma osiemdziesiątkę. Najmłodsze pokolenie było zachwycone, że przybija piątki z białasami. Było bardzo miło. Super energia!





Głodni poszliśmy na"patyki". Te nigdy nas nie zawiodły :)



1 komentarz: