wtorek, 25 września 2012

Obcokrajowcy, uważajcie!!!!

W tym wpisie pragnę wyrazić swoje oburzenie na traktowanie mnie przez los :))))
Przyszły do hostelu Mamas&Papas trzy przemiłe, wesołe obywatelki Australii. Znalazły informacje o naszym hostelu w internecie i zapragnęły zatrzymać się właśnie u nas w trakcie swojego pobytu w Gdańsku.
Którejś nocy wtoczyła się (pardon - weszła) jedna z nich do hostelu i od razu oceniliśmy z Papasem, że nie jest dobrze. Po chwili weszły (tzn. ledwo się wtoczyły) dwie kolejne dziewczyny i  stwierdziliśmy, że pierwsza to właściwie trzeźwa była jak niemowlę. Panie były mocno wypełnione trunkami. Przewracały się, bełkotały i tam takie inne.... Po chwili zaczęła się twórczość artystyczna, czyli przecudne kolorowe pawie. Zgodnie z regulaminem trzeba by Panie wystawić z hostelu, ale ciemno i zimno, i takie zaczarowane..... No, cóż. Mamas zakłada rękawiczki i bierze się do roboty. Ciąg dalszy nerwowy i niezbyt miły. Ale stało się.
Rano dziewczyny miały mega moralniaka. Przepraszały milion razy. Opowiedziały, że spotkały w pubie przemiłych Polaków, którzy postanowili zaznajomić je z jak największą ilością gatunków wódki. Wiadomo, Polska trunkiem stoi!!! Nieświadome zagrożenia próbowały, próbowały, próbowały..... A ja sprzątałam, sprzątałam, sprzątałam...
A teraz o mojej krzywdzie. Przyszły Panie wieczorem do Papasa z garścią piwa jako przeprosinami i podziękowaniem za sprzątnięcie dowodów hańby. Ja sprzątałam, Papas dostał piwo i przeprosiny. Nie wiem, czy się kiedyś podniosę po tej traumie :))))))
Następnego dnia wtoczyła się do hostelu dwójka sympatycznych Gości z Niemiec. W zasadzie kalka poprzedniej sytuacji. Też spotkali przemiłych Polaków, też dużo próbowali i aktualnie słyszę niepokojące odgłosy z łazienki. Zakładam rękawiczki (nie z powodu zimna) i lecę zobaczyć, co słychać (tzn. widać).
Obcokrajowcy, bądźcie czujni!!!!!!!!!!!!!

Litościwie ludzkich zdjęć dzisiaj nie będzie. Kto by chciał pokazać się z takiej strony....




wtorek, 18 września 2012

Szwedzi

Dzisiaj wyskoczymy z ploteczkami na północ.
Bracia Szwedzi przyjeżdżają do Polski w zasadzie w jednym celu: CHCĄ SIĘ CIESZYĆ. Wiadomo, jakie są ceny w Szwecji. Samoloty i promy do Gdańska kursują więc zapełnione amatorami dobrej zabawy. Także Hostel Mamas&Papas ma szanse popatrzeć, jak się bawi szwedzki naród :)
Poza totalnym luzem, Goście ze Szwecji charakteryzują się dużą konsekwencją historyczną. Mamy regularne powtórki z historii pod tytułem "potop szwedzki". Pierwszy raz byliśmy mało czujni i ujrzeliśmy potop w momencie, gdy woda z domku wypłynęła z łazienki za zewnątrz budynku. Szok!!! Potem byliśmy bardziej doświadczeni i baaaaaaaaaaaaaaaaaardzo czujni.
Pewna grupa ze Szwecji bardzo nas ujęła swoim zaangażowaniem w nasze sprawy. Tej nocy była potworna wichura. Taka, o których później mówią w telewizji przez wiele dni. Nie miałam pojęcia, co się dzieje, bo zaczęło się, jak siedziałam na recepcji. Wpadli chłopacy ze Szwecji i wołają, że wichura wyłamuje bramę. Wyskoczyłam na zewnątrz, a wiatr próbuje mnie przemieścić w inną stronę. Bramę też. Powiadomili i mogli sobie pójść. Poszli, ale po ratunek. Skakali przez płot szukając stosownych kamieni. Trzymali bramę, a jeden to nawet mnie trzymał :)))) 
Ostatecznie przytargali ławkę z ogrodu i jakoś unieruchomili te nieszczęsne wrota. Super postawa! Zanieśli mnie do hostelu i poszli spać. (Tak przypuszczałam).
Rano okazało się, że mieli sprawę na recepcji. Weszli (kurcze, nie wiem, jak) załatwili, poszli.

Молодцы!!!

Młodzież szwedzka, bardzo wyluzowana, zadała pytanie mi i Papasowi.
Czy pamiętamy czasy II wojny światowej? Jak się wtedy żyło w Gdańsku? Ja nie pamiętam. Papas też się nie przyznaje. Idzie w zaparte, a przecież trzeba odpowiadać młodym na pytania :)))))

Jedna z ekip


sobota, 8 września 2012

język

Dzisiaj trochę o językach obcych. W hostelu Mamas&Papas gościliśmy ludzi z ponad 70 państw z 6 kontynentów. Oczywiście nie ma możliwości porozumiewać się z każdym w jego ojczystym języku. Współczesny esperanto czyli język angielski jest raczej znany większości, ale nie wszystkim.
Trochę poobgaduję Gości, tak po cichutku :)
Bracia Moskale spowodowali, że błyskawicznie musiałam odnowić znajomość języka rosyjskiego. Uczyłam się go dawno i nie używałam nic a nic . Okazało się, że jestem bardzo utalentowana. Wystartowałam z rosyjską mową niczym wytrawny rusycysta, bo.... nie miałam wyjścia. Większość Gości z Rosji nie mówi po angielsku, ani w żadnym innym narzeczu.
Drugie miejsce przypada, wg naszych obserwacji, Gościom z Francji. Niektórzy nie mówili nic w żadnym obcym języku, niektórzy ciut, ciut... Ale od czego są ręce, translatory i inne wynalazki :)
Turcja też bywa kulawa w komunikacji.
Ale najwybitniejszy lingwista trafił się z Włoch.
Jego przyjazd opóźniał więc napisałam sms-a po angielsku z zapytaniem o godzinę przybycia. Odpisał " O SAW ESCUSE ME". Nie bardzo skumałam, która to godzina, więc napisałam kolejnego sms-a z zapytaniem, używając bardzo prostych słów. Niestety, bez odpowiedzi. Czekałam, czekałam i zdecydowałam, że idę spać, bo Gość nie przyjedzie.
Przybył ok 3 nad ranem. Nie mogłam się dogadać. On ciągle używał słowa "chocolate". Zapytałam:
-Are you hungry? (jesteś głodny?)
-No, no. I'm Italiano. (nie, nie, jestem Włochem)
Człowiek bardzo pozytywny. Nie przejmował się językiem. Znał słowa disco, center, the best pizza.
I wierzcie, naprawdę wyglądał na bardzo, bardzo szczęśliwego.
Konkluzja wyszła inna, niż zakładałam przed rozpoczęciem pisania tego posta.

Języki obce nie są potrzebne do szczęścia :)


Na zdjęciu nasi Goście na imprezie w Sopocie, wśród nich nasz lingwista (zagadka: który to pan?)



niedziela, 2 września 2012

Taxi

W Gdańsku nie można wiele dobrego powiedzieć o taxi. Wielu Gości hostelu Mamas and Papas korzysta z usług taksówek i ciągle palimy się ze wstydu z powodu nieuczciwości większości taksówkarzy.
Normą jest kasowanie za kurs z dworca do hostelu 50zł przy cenie normalnej ok 20zł. Kurs z lotniska nie powinien przekroczyć 70zł (przy niekorzystnych wiatrach). Przywieziono nam Gości za 180zł.
W czasie Euro 2012 taksówkarze poszaleli. Zaproponowano np. przejazd ze starówki (3km) do hostelu za 140zł. Gość pijany, ale czujny zrezygnował i przyjechał innym wozem za jedyne 100zł. :(
Inny przykład. Taksówka wioząca Gościa z dworca PKP do hostelu przyjechała od strony Pruszcza. Kierowca zapytany, dlaczego kombinuje, odparł, że nie mógł znaleźć hostelu. Sami popatrzcie na zdjęcie, czy można nie zauważyć hostelu i numeru posesji w biały dzień???




Cyferki na budynku są, tablica jest. Pan taksówkarz nie znalazł. My świecimy oczami za tych cwaniaków.

Innym razem: kurs do centrum Gdańska, a taxi wali na Pruszcz. Interwencja w centrali. Taksówkarz szukał miejsca do zawrócenia. Wszyscy zawracają pod hostelem, a on musiał wyjechać na rogatki miasta, żeby wykręcić. Dobrze, że Gdańsk to nie Nowy Jork. Tam to rogatki daleko są.....

Teraz coś pozytywnego (jednak).
Pan Piąty zostawił w taksówce iPoda. Wracał  lekko (albo ciężko nawet) skaleczony o siódmej do hostelu i zostawił cenny sprzęt w taksówce. Jak się obudził, był przerażony. Miał tam wszystko związane ze swoją firmą. Wypytaliśmy możliwie szczegółowo o okoliczności i wyszło na to, że była to taksówka spoza korporacji. Szanse marne, a właściwie zerowe na odnalezienie kierowcy. I tu nastąpił cud!!! Wieczorem do hostelu przyjechał Pan i przywiózł sprzęt. Skojarzył kogo wiózł i wrócił. Nie wiemy, co prawda, ile skasował za kurs ze starówki. Na pewno mniej, niż warty był iPod w sensie rynkowym i osobistym.

środa, 29 sierpnia 2012

Pan Piąty

W nawiązaniu do poprzedniego postu o życiu w Hostelu Mamas and Papas, parę zdań o Panu Piątym.
Pan Piąty przyjechał do Gdańska na Euro 2012 bez żadnej rezerwacji noclegu. Wiadomo jak było w tym czasie z bazą noclegową. Szczególnie tanie noclegi szybko się wyprzedały. Pan Piąty miał iście ułańska fantazję. Po prostu przyjechał z założeniem, że jakoś będzie i .... jakoś było.
Został  p r z y n i e s i o n y  do naszego hostelu przez swoich rodaków. Ponieważ już wszystkie możliwości dodatkowych legowisk były wykorzystane, położyłam Pana do common room i zwierzyłam się Papasowi (on pierwszy wstawał), że znajdzie zwłoki na kanapie.No i  trzeba je rano przemieścić na miejsce kibica z Wietnamu, który szczęśliwie bardzo rano miał samolot i zwalniał łóżko.
Rano Papas próbował obudzić Pana. Po jakimś czasie Pan Piąty otworzył oczy i popadł w przerażenie "GDZIE JA JESTEM??!!!!!!!!!" Kolo nie pamiętał nic!!! Po otworzeniu oczu zobaczył jakiegoś kolorowego cudaka (tzn. Papasa, który wyjątkowo barwnie się wystroił) i śniadego Hindusa, który nie był kibicem, ale akurat był w naszym hostelu. Nasz common room też nie należy do typowych w kwestii wystroju. Papas próbował przekonać Pana Piątego, żeby poszedł z nim (tylko łóżko chciał pokazać), ale Pan się BAŁ. Udało się wreszcie.
Został u nas jeszcze parę chwil. Następnej nocy miał łóżko, ale spał na ... podłodze obok. Dziwne te Chorwaty :)
Na żadnym zdjęciu nie ma Pana Piątego :)


Ale najlepsze spotkało Pana Piątego ze strony polskiego taksówkarza. Ale teraz nie chce mi się już pisać. Cdn...

sobota, 25 sierpnia 2012

Chorwacja

W hostelu nie mieliśmy zbyt wielu Gości z Chorwacji. Przyjechało kilka osób w czasie Euro 2012. Ciekawostka - wszyscy przyjechali z innych krajów niż Chorwacja, ale mieli chorwackie paszporty i wielką dumę z przynależności do swojego narodu. Byli Chorwaci ze Szwecji, Szwajcarii, USA i Japończyk mieszkający w Wilnie, który relacjonował mistrzostwa dla ......chorwackiej gazety.
Jedna grupa utkwiła nam w pamięci. Mieli rezerwację w naszym hostelu dla trzech osób. Przyjechali w czwórkę. Powiedzieliśmy im, że, niestety, nie mamy wolnych miejsc na cały pobyt dla czwartego Pana. Oni na ogromnym luzie odrzekli, że jakoś się przytulą, żeby Pana Czwartego nie wypędzać. No cóż, Klient nasz Pan, chce trzymać w nogach Pana Czwartego , niech trzyma. Nie wypędziliśmy.
W dniu meczu Chorwacji z Hiszpanią mieliśmy już przez Pana Czwartego nadkomplet. Wracają nad ranem weseli Chorwaci i Pan Najstarszy coś tłumaczy, że jest ich więcej. No, wiem. Pan Czwarty przecież... Pan Najstarszy słabo po angielsku mówił, jeszcze dodatkowo zaszczepiony był przez alkohol, ale czułam, że ma coś ważnego do powiedzenia. Gadamy, gadamy i pokazałam na palcach "4 osoby?". Pan Najstarszy: NIE, PIĘĆ!!! Wołam: Przecież wiecie, że już dla Pana Czwartego nie było miejsca!!!!
Wiedzieli, ale Pan Piąty był ich przyjacielem, którego znaleźli na starówce i nie mogli go zostawić. Pytamy: spotkaliście w Gdańsku przyjaciela??!!! Nie wiedzieliście, że tu będzie??!!!
Nie wiedzieli.
Pierwszy raz widzieli go na oczy.
Ponieważ pochodził z tego samego miasta, no to przecież PRZYJACIEL!!!!!

Tylko pozazdrościć poczucia wspólnoty. Pana Piątego nie wypędziliśmy z hostelu, no bo jak tak na noc (chociaż w zasadzie to już prawie rano było). Co było dalej za parę dni dopowiem ....



wtorek, 21 sierpnia 2012

Minął rok działalności hostelu.


Minął rok działalności hostelu. Bardzo fajny czas. Bywało ciężko, ale pozytywnych stron było na pewno dużo, dużo więcej. Właściwie, to już nie pamiętamy tych trudniejszych. Niestety i wiele interesujących wspomnień zaczyna się zacierać. Stąd pomysł, żeby pisać , o tym, co się dzieje i próbować  co nieco przywrócić pamięci z przeszłości. Wystartowaliśmy w połowie czerwca 2011 roku. Otworzyliśmy w Gdańsku Hostel Mamas&Papas. Nazwa nawiązuje do muzyki, do szalonych lat 60-tych, a także domowej atmosfery. Goście często wybierają nasz hostel ze względu na nazwę i logo, a jeżeli ktoś właśnie tym się kieruje musi być pozytywny i/lub szalony.

A propos szaleństwa…..Czas na wspominki:
Pewnego zabieganego poranka zajrzałam do pustego ,wg mojej wiedzy, pokoju, a tam ktoś śpi.  Przepytałam wszystkie możliwe osoby, kto tam jest? Wszyscy bili się w piersi, że na pewno NIKT. Zajrzałam jeszcze raz  i widzę, że JEST. Serca mamy dobre, więc nie budzimy delikwenta. Jak wstał zeznał, że znalazł nasz hostel w internecie. Bardzo mu się spodobało logo, nazwa i opinie i postanowił po 3 w nocy, że chce się u nas zatrzymać. Jak postanowił, tak zrobił. Poszedł w nocy ponad 30 min na piechotę w obcym mieście, z mapką w głowie.
Tej nocy zepsuł się zamek w drzwiach wejściowych. Siedziałam na recepcji do powrotu wszystkich Gości, zamknęłam drzwi na taki durnowaty zamek od środka i poszłam spać. W międzyczasie Daniel dotarł do hostelu. Zastał drzwi zamknięte, to je sobie ……otworzył. Nie wiem, gdzie się uczył zawodu włamywacza, ale poszło mu świetnie. Z pełną determinacją dążył do celu, jakim był pobyt w hostelu Mamas&Papas. Opowiadał, że po wejściu do środka zwątpił, czy na pewno włamał się do hostelu, a nie domu prywatnego, bo było …..za czysto. Po pierwszym szoku zobaczył tablicę informacyjną m.in. z kartką „free hugs for everyone” i wiedział, że jest w domu, tzn w hostelu.  Znalazł wolny pokój przy recepcji i poszedł spać. Rano przeprosił za włam, zapłacił za pobyt i spędził u nas parę dni. Może jego fantazję tłumaczą geny. Chociaż jest Amerykaninem urodzonym w USA, wśród przodków miał Polaków i Rosjan. Dawne to dzieje, bo okolica I wojny światowej, ale ułańska fantazja przetrwała. A dla nas nauczka. Natychmiast wymieniliśmy zamki i w sumie szkoda, że prawdopodobnie ludzie tacy, jak Daniel nie włamią się. Ale nie tracimy nadziei  - może poczekają do rana w ogrodzie.