Na ogół w hostelu jest wesoło. Czasami jednak Goście przychodzą do nas z problemami. Ostatnio młoda Amerykanka zauważyła, że straciła paszport. Gdyby była Europejką, mogłaby próbować przedostać się do domu bez dokumentu. Do USA jednak nie da rady dostać się inaczej niż korzystając z samolotu. Dziewczyna przyszła bardzo zdenerwowana, ale nie miała wątpliwości, że jej paszport został w pociągu relacji Warszawa-Gdynia. Podała numer pociągu i wagonu. Ruszyliśmy z pomocą. Nie miałam pojęcia, że na dużych dworcach niczego nie można załatwić wieczorem. Najpierw obdzwoniłam szereg telefonów, ale nikt nie odbierał. Wreszcie udało się usłyszeć ludzki głos w słuchawce. Na dodatek głos bardzo miły i szczerze zmartwiony problemem. Głos ów podał mi kolejne numery telefonów, pod którymi powinien być ktoś, kto zbiera na stacji końcowej rzeczy zagubione przez podróżnych. Oczywiście, nikt nie odbierał. Próbowałam wiele razy, ale na kolei widać tak się pracuje. Zatelefonowałam ponownie do miłego głosu. Ten rzekł, że trzeba próbować rano. Rano dodzwoniliśmy się. "Głos z wąsem" niezbyt uprzejmie pogonił Adiego, twierdząc, że niczego nikt nie znalazł.
Do akcji wkroczyła Ada. Pojechała do Gdyni na dworzec. Dowiedziała się, że nie ma tam niczego takiego, co zwie się "biurem rzeczy znalezionych". Mieliśmy wielkie szczęście, bo zapytała Panią, która bardzo przejęła się problemem. Tak bardzo się zajęła, że ...paszport odnalazł się. Huuurrraaaa!
Po początkowej radości przyszła smutna refleksja. Dlaczego to wszystko tak (nie)działa? Gdyby nie upór w drążeniu sprawy, Amerykanka zostałaby bez dokumentu. Co to znaczy, nie trudno sobie wyobrazić. Mieliśmy sporo kontaktów z różnymi instytucjami, załatwiając sprawy naszych Gości. Niestety, wstyd za takie sytuacje, to najczęstsze uczucie odczuwane przez nas. Chociaż bywają też promyczki i tych będziemy się chwytać.
Jednak wesołych sytuacji jest znacznie więcej. Ostatnio rozbawiła nas pani, która chciała zarezerwować dla siebie i dzieci pokój 3-osobowy. Nie mamy takich, więc zaproponowaliśmy dwójkę plus miejsce w dormie. Pani bardzo źle przyjęła naszą propozycję. Jej dzieci to czternasto- i osiemnastolatek. Jak takie maleństwo położyć w dormie z dala od spojrzenia troskliwej mamy. Nie zdążyliśmy uświadomić jej, że mamy dużo osiemnastoletnich dzieciaków, które podróżują nie dość, że bez mamusi, to często przybywają z innych odległych kontynentów. Jednak prawdopodobnie nic nie zdołałoby ukoić wzburzenia rodzicielki.
Uśmiech na naszych twarzach pojawił się również, kiedy pewna Meksykanka opowiedziała nam, że spotkała w Londynie jakiegoś chłopaka, który bardzo polecał jej Hostel Mamas&Papas. Skorzystała z rady i przyjechała do nas :) Bardzo miło wiedzieć, że rozmawia się o naszym hostelu w światowych stolicach :)
... all is well that's ending well ...:-)
OdpowiedzUsuń