niedziela, 8 marca 2015

Kiciuś w ogrodzie

Miniony tydzień nie obfitował w jakieś atrakcje. Może nawet coś się działo, ale byłam chora i nie bardzo kontaktowałam. Rozłożyło mnie jak rzadko kiedy. Podejrzewam, że jest to rozpaczliwa reakcja organizmu na fakt zakończenia azjatyckiej przygody. Ciągle jeszcze żyjemy wyjazdem i jesteśmy bardzo zdumieni, że to już przeszłość. Już ponad dwa tygodnie jesteśmy w kraju.
 
Niemniej ważne jest, żeby odnotować, że nasz ogród powraca do życia. Dokładniej Grzesiu "Mordka" i Papas ( i KICIUŚ) postanowili rozpocząć sezon ogrodowy. Nie zważali na żadne próby pogody przegnania ich do hostelu.




Jak już rzekłam, jest spokojnie i trochę nudno. Były m.in. trzy osoby z Ukrainy. Niestety, wojna jest obecna we wszystkich rozmowach. Oni czują potrzebę rozmowy na ten temat. Unikają języka rosyjskiego, który w przeszłości był naturalnym środkiem komunikacji z Ukraińcami. Jeden młody człowiek martwił się, że wkrótce prawdopodobnie zostanie powołany do armii. Czuje, że chce coś zrobić dla ojczyzny, a z drugiej strony po prostu boi się, czy wróciłby żywy ze wschodniej części kraju. Dla mnie wciąż takie rozmowy brzmią jak jakiś koszmarny sen. XXI wiek, Europa. Takie straszne doświadczenia w historii i nadal młodzi ludzie muszą przezywać takie dylematy.
 
Jedna z Pań przyjechała na międzynarodową konferencję na Uniwersytet Gdański. Była to przemiła Ukrainka, pracująca na Uniwersytecie Stambulskim. Okazało się, że właśnie w jej pokoju zamieszkała dziewczyna z Indii, która przyjechała do Gdańska dokładnie w tym samym celu. Hostel Mamas&Papas jest położony dosyć daleko od miejsca konferencji i takie spotkanie wydaje się czymś niezwykłym. Dawno nie mieliśmy nikogo z Indii, ale dziewczyny był tak zajęte, że nie było kiedy pogadać. Raz tylko ucięliśmy krótką pogawędkę  porównawczą o kuchni polskiej i hinduskiej. Manasi pochwaliła grzecznie nasze jedzenie, ale dodała, że bardzo tęskni za przyprawami. Nasze żarcie nie ma dla niej wyrazu. Rozumiemy ją doskonale. Kuchnie Azji słyną z bardzo bogatej palety przypraw. Często pikantnych. I właśnie tej ostrości jej brakowało. Pochwaliła się, że używają na przykład tak ostrej papryki, że dłuższe przetrzymywanie w dłoni powoduje podrażnienia skóry, a wąchanie przypieka nabłonek w nosie. Myślę, że taką właśnie papryką musiał być potraktowany Papas, kiedy wymiękł i nie dał rady zjeść potrawy w Tajlandii.
 
Od Oksany dostaliśmy słodki prezent. Jest jeszcze nieotworzony. Kto się pospieszy z odwiedzinami, może się załapać :)
 
 
W ogóle zauważyliśmy, że ludzie ze Wschodu, bardzo często przywożą podarunki. Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini. Nawet jeżeli są to jednorazowe wizyty obcych ludzi. A już bywalcy to obdarowują obowiązkowo. Bardzo miły i serdeczny gest.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz