Mój ostatni wpis spowodował panikę u Grzesia "Mordki". Przyjechał do hostelu i zasiadł na ganku, żeby zaznaczyć, że jeszcze liczy się w tej dyscyplinie. Najpierw się na mnie obraził. Przyszedł z pysznym prezentem, więc dałam się przeprosić :D Musi stoczyć bezpośrednią walkę z naszą królewną Olą, która tak pięknie wyglądała na naszym ganku w tamtym tygodniu. Z drugiej strony ganek jest naprawdę pojemny i wiele zniesie. Zapraszamy!
W ostatnim czasie przyjeżdża do nas sporo Ukraińców. Zauważyliśmy, że nie chcą mówić po rosyjsku. Nie dziwi nas to, chociaż w przeszłości chętnie korzystali z tego języka, nawet jeżeli znali angielski. Z drugiej strony niektórzy mówią bardzo słabo po angielsku i bardzo męczą się w rozmowie. Wiele razy wtrącają w bezsilności słowa rosyjskie. Robią trochę sobie na złość, bo Rosjanom to wisi, a oni się męczą. Z innej strony chwała Niebiosom, że nie musimy testować tego problemu na własnej polskiej skórze!
Wiadomością tygodnia jest informacja, że nasz ulubiony Grant wyjechał z Hostelu Mamas&Papas. Obiecał, że wróci. Będziemy czekać! Jego postępy w języku polskim są naprawdę imponujące! Któregoś dnia odwiedził nas w hostelu Alan. Grant rozmawiał z nami po polsku. Weszli z Alanem na temat piłki nożnej. W pewnym momencie Grant się pogubił. Alan chciał mu pomóc i zapytał go, czy może mówi po angielsku. Uśmieliśmy się. Rodowity Anglik doczekał się takiego pytania!
Ciągle prześladuje nas czarna passa z buractwem. Państwo, o których pisałam w poprzednim poście cały czas palili w budynku mimo, że powiesiliśmy dodatkową kartkę z prośbą o niepalenie. Nie udawało nam się ich spotkać. Przyjechali do rodziny, która mieszka niedaleko i tam spędzali czas. Do hostelu wracali tylko na krótką noc, no i na palenie papierosów. Zobaczyłam ich ostatniego dnia przed samym wyjazdem. Szefem okazał się Pan z Wąsem, którego wygląd tak jednoznacznie świadczył o stylu jego zachowań, że odpuściłam sobie wcześniejszy zamiar powiedzenia, co myślę o jego zachowaniu. Znam ten typ! Szkoda nafty na takiego.
Okazało się, że miał jednak godnych naśladowców. Tym razem zaszczytne miano buraków przypadło Gościom z Rumunii. Cóż oni zrobili? Palili w pokoju! Prosiłam, przypominałam, ręce opadają!
Na szczęście już ich nie ma i mam nadzieję, że czas buraków, przynajmniej na jakiś czas, będzie tylko odległym wspomnieniem.
Równolegle z sezonem gankowym pomału otwiera się nasz ogród. Dzisiaj Papas z Dyziem jedli posiłek po raz pierwszy w tym roku właśnie tam.
Ciągle prześladuje nas czarna passa z buractwem. Państwo, o których pisałam w poprzednim poście cały czas palili w budynku mimo, że powiesiliśmy dodatkową kartkę z prośbą o niepalenie. Nie udawało nam się ich spotkać. Przyjechali do rodziny, która mieszka niedaleko i tam spędzali czas. Do hostelu wracali tylko na krótką noc, no i na palenie papierosów. Zobaczyłam ich ostatniego dnia przed samym wyjazdem. Szefem okazał się Pan z Wąsem, którego wygląd tak jednoznacznie świadczył o stylu jego zachowań, że odpuściłam sobie wcześniejszy zamiar powiedzenia, co myślę o jego zachowaniu. Znam ten typ! Szkoda nafty na takiego.
Okazało się, że miał jednak godnych naśladowców. Tym razem zaszczytne miano buraków przypadło Gościom z Rumunii. Cóż oni zrobili? Palili w pokoju! Prosiłam, przypominałam, ręce opadają!
Na szczęście już ich nie ma i mam nadzieję, że czas buraków, przynajmniej na jakiś czas, będzie tylko odległym wspomnieniem.
Równolegle z sezonem gankowym pomału otwiera się nasz ogród. Dzisiaj Papas z Dyziem jedli posiłek po raz pierwszy w tym roku właśnie tam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz