niedziela, 3 maja 2015

Uzbekistan



Po raz drugi w historii gościliśmy ludzi z Uzbekistanu. Znaleźli nasz hostel całkiem przypadkiem przejeżdżając naszą ulicą. Pięciu Panów o egzotycznej urodzie. Tylko jeden coś tam mówił po angielsku, ale bardzo bardzo słabo. Wystarczyło jednak, żeby utargować taką cenę, że potem zastanawialiśmy się, jakim cudem daliśmy się tak urobić. Poza tym Panowie używali troszeczkę rosyjskiego, ale bardzo daleko nam było do swobodnej konwersacji. Np. przyszli wieczorem na recepcję i proszą o "luk". Nie zrozumiałam. Zaczęli tłumaczyć, że "luk" z "kartoszką" się używa. Dalej nie mogłam załapać. Drugi Pan pokazał pomidora i tłumaczył, że "luk" z tym. Trzeci Pan wziął kartkę i narysował ....... cebulę. Cebula to po rosyjsku "ług" i nie wpadłam na to, że chodzi im o to warzywo. Zwłaszcza, że pierwsze zastosowanie tłumaczyli, że to do ziemniaków. Jakoś nie zaiskrzyło w mojej głowie.
Pamiętając ostanie problemy z palaczami i pijakami, próbowałam wytłumaczyć, że nie wolno palić i pić alkoholu. O ile palenie załatwiał piktogram z  przekreślonym papierosem, picie objaśniłam ustnie. Oczywiście w tym momencie przestali rozumieć cokolwiek. Tak samo, jak na drugi dzień próbowałam ich wywalić, bo skończyła się doba hotelowa. Też przestali rozumieć cokolwiek. Zrobili w pokoju taki syf, że wściekłam się. I wyszli dopiero o 15, zamiast o 11. Teoretycznie można wezwać policję, ale oni przecież dla policji nie będą kumać ani słowa. Chociaż jak przyszli prosić o dostęp do komputerów, to  wiedzieli, jak powiedzieć. Tym razem ja nic nie zrozumiałam ;)
Pojechali i odetchnęliśmy z ulgą.
Wieczorem trzech z nich WRÓCIŁO. Weszli dziarskim krokiem z minami  mówiącymi "JESTEŚMY! CIESZYCIE SIĘ?" Ich polski mentor stwierdził (nie zapytał), że oni będą tu dziś znowu nocować. Dziś i do niedzieli. Powiedziałam, że wykluczone. Przede wszystkim z powodu syfu, który zrobili. Poza tym jest majówka i mamy wszystko zajęte. Nie ma miejsc i już. Pan zdziwiony zapytał, że gdzie w takim razie podzieją się? W tym momencie z hostelu wynurzył się Papas. Nie był świadkiem całej rozmowy, ale widząc wesołych Uzbeków pogonił ich tak zdecydowanie, że szybko odeszli, mimo, że gonił ich po angielsku. Nie wiedziałam, że Papas może być taki groźny! Przyjazny Papas, uosobienie pokoju i przyjaźni w roli bulteriera! Życie w Hostelu Mamas&Papas przynosi mi wciąż nowe odkrycia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz