Na 8. urodziny hostelu musieliśmy poprosić policję o pomoc w ogarnięciu niegrzecznego Gościa. Wygląda na to, że ten rok będzie rokiem policji w Hostelu Mamas&Papas! Ostatnio Papas wzywał policję jeszcze dwukrotnie. Chociaż tym razem to nie nasi Goście źródłem kłopotów.
Pierwszy raz Papas sięgnął po słuchawkę po nieprzespanej nocy, którą zaburzył piesek z sąsiedniego budynku. Pies ujadał cały dzień i całą noc. Było ciepło, więc okna były otwarte i niosło na całą okolicę. Od rana burek nadal szczekał. Z jednej strony wszyscy byli wymęczeni nieprzespaną nocą. Z drugiej martwiliśmy się o zwierzaka. Nie był wyprowadzany. Może nie miał wody i jedzenia. Właściciele zostawili go samego i gdzieś zniknęli.
Pan z policji, z którym połączył się Papas, nie chciał przyjąć zgłoszenia. Powiedział, żeby Papas pofatygował się na komisariat, odczekał swoje i złożył oficjalne zgłoszenie. Komisariat jest dosyć daleko od hostelu. Papas się wkurzył i zapytał, dlaczego policja apeluje, żeby nie przechodzić obojętnie wobec zagrożenia dla zwierząt, skoro tak reaguje na zgłoszenie, że być może pies jest bez wody i bez opieki w ogóle. Po jakimś czasie przyjechał patrol i policjant od razu na wstępie zapytał, czy chcemy zgłosić zakłócanie spokoju czy troskę o zwierzątko. Jeżeli to pierwsze to zaprasza na komisariat, żeby zgłosić osobiście. Jeżeli chodzi o psa, to oni nic nie mogą. Od tego są organizacje troszczące się o zwierzęta. Ręce opadają! Po co przyjeżdżali, skoro nic nie mogą? Przecież dyżurny oficer wiedział doskonale, w czym problem.
Zadzwoniliśmy do rzeczonej organizacji. Tam nam powiedziano, że oni nic nie mogą w tej sytuacji, bo piesek jest zamknięty w prywatnym mieszkaniu i oni nie mają prawa wejść tam pod nieobecność właścicieli. Kółko się zamknęło, a pies dalej ujadał. Nasza wytrzymałość wyczerpała się, ale na szczęście wrócili skądś lekkomyślni właściciele i piesek uspokoił się. Najbliżsi sąsiedzi feralnego mieszkania próbowali porozmawiać z pańciami czworonoga, ale usłyszeli w odpowiedzi niewybredne komentarze. Taka kultura......
Niedługo po tym na sąsiednim budynku (tym, gdzie mieszka głośny piesek) rozpoczęły się prace remontowe. Robią elewację i dach. Jest hałas i zamieszanie, ale rozumiemy, że kiedyś musi to być zrobione (najlepiej przed zimą) i nie czepiamy się. Okazuje się się, że nasze zrozumienie ma granice.
Niedługo po tym na sąsiednim budynku (tym, gdzie mieszka głośny piesek) rozpoczęły się prace remontowe. Robią elewację i dach. Jest hałas i zamieszanie, ale rozumiemy, że kiedyś musi to być zrobione (najlepiej przed zimą) i nie czepiamy się. Okazuje się się, że nasze zrozumienie ma granice.
Na początku robotnicy zajeżdżali o siódmej z głośną muzyką, głównie w stylu disco polo. Naprawdę głośną. Rozstawiali się na naszej bramie wjazdowej i rozpoczynali przekrzykiwanie muzyki. Papas pogonił ich parę razy i uspokoili się. Chociaż dwa dni temu ryk ich muzycznych dzieł powrócił i wzbudził w Papasie agresję. Panowie nie rozumieli, czemu się czepiamy. Zapytali nawet, czy można oddychać. Zgodziliśmy się łaskawie, byleby nie oddychali za głośno.
Ten remont na sąsiedniej posesji zapamiętamy na długo, chociażby z tego powodu, że musieliśmy znowu wezwać policję.
Tym razem podpadli Panowie robiący dach. Najpierw patrzyliśmy ze zdumieniem, jak oni pracują. Bez kasków, bez zabezpieczeń. Łażą po tym dachu niemalże w trampkach. Po jakimś czasie zaczęły na ziemię spadać usuwane dachówki. Nie zostały rozpięte żadne siatki ochronne i było zagrożenie, że komuś taka rozpędzona dachówka spadnie na głowę. Widząc na własne oczy kilka takich spadających z hukiem "pocisków", Papas poszedł do Panów, żeby im powiedzieć, że dachówki lecą tam, gdzie nie powinny i jest niebezpiecznie. Gdy wyszliśmy na zewnątrz po jakimś czasie, sytuacja wcale się nie poprawiła. Przeciwnie! Panowie olali uwagę Papasa. Co więcej, zaczęły dolatywać na naszą posesję i uszkodziły samochód naszego Gościa.
Papas zadzwonił do szefa rozrabiającej firmy. Gdy właściciel się pojawił, od razu wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z lepszym wąsatym cwaniakiem. Na żądanie pokrycia szkody naszego Gościa próbował się wykręcić. Potem zgodził się zapłacić, ale tyle, ile kosztuje naprawa w Polsce. Miał pecha! Nasz Holender wyjeżdżał nazajutrz z Polski i naprawiać auto będzie u siebie. Oznajmiliśmy szefowi, że musi zapłacić ceny holenderskie. Się zapowietrzył i powiedział, że mowy nie ma!
Powiedzieliśmy też, że stwarza zagrożenie swoimi pracami i musi coś z tym zrobić. Pan chamowaty nie miał zamiaru rozmawiać z takimi kmiotkami, zadzwoniliśmy więc na policję. Przypadkiem przyjechali ci sami policjanci, którzy wywozili od nas awanturującego się Gruzina w 8. urodziny hostelu. Bardzo sympatyczni i profesjonalni. Szybko przekonali Pana Buraka, że nie warto sobie utrudniać życia, bo prawo jest po stronie Holendra. Zapłacił gotówką, ale jego problemy nie skończyły się. Przyjechali inspektorzy nadzoru budowlanego i zamknęli budowę. Prace wznowiono dopiero po zabezpieczeniu terenu. Niewykluczone, że tamtego dnia Papas uratował komuś życie. Kiepsko mogłoby się skończyć dla uderzonego dachówką, jak też dla robotnika pracującego bez zabezpieczeń. Wiadomo od zawsze, że Papas to hero!
Jesień nadciąga szybkimi krokami i mamy nadzieję, że roboty w sąsiedztwie przyspieszą i odzyskamy spokój.
Jesień nadciąga szybkimi krokami i mamy nadzieję, że roboty w sąsiedztwie przyspieszą i odzyskamy spokój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz