niedziela, 27 października 2019

Prawie pożar

Żenia ugotował przepyszną potrawę m.in. z dyni z naszego ogródka.


Czasami życie potrafi nastraszyć.
Kilka dni temu spotkaliśmy się we trójkę wieczorem na wstydliwym papierosku. Ja, Papas i Żenia. Zauważyliśmy, że nadeszła mgła, która spowodowała, że widok był fascynujący. Jak z horrorów.! Patrzymy, komentujemy i nagle dobiegł nas głos zza pleców, PALI SIĘ!!!!
Okazało się, że to nie była mgła. To, co nas zauroczyło było efektem zadymienia! Pobiegliśmy w kierunku źródła dymu i ..... wyglądało, że pali się nasz budynek!!! Ja bardzo się zdenerwowałam. Pobiegliśmy zobaczyć od ulicy, co się dzieje. Okazało się, że to nie nasz dom dymi. To był budynek na sąsiedniej posesji. Widziałam płomienie wyskakujące z komina. Nadbiegło więcej ludzi. Zaczęli się namawiać, żeby organizować jakieś wiadra i ratować budynek. Sytuacja szybko się odmieniła.
Na parterze siedział w oknie człowiek. Palił leniwie papierosa. Na informację, że się pali mu chałupa, odparł zblazowany, że to normalne! Pali się sadza w kominie i to zaraz się skończy.
Ręce opadają! Czym on pali w piecu, że osadza się taki osad, który potrafi zadymić bardzo rozległy obszar na tak długi czas? Nie jest mu straszne, że w jego przewodach kominowych bucha żywy ogień! Ogień to żywioł! On ma to gdzieś. Niestety, zauważyliśmy, że również inni sąsiedzi, którzy mają całkiem wypasione chaty, tez puszczają czasami z komina taki śmierdzący, czarny dym, że trudno zgadnąć jakim syfem palą w piecu. Poziom  świadomości ludzkiej zatrważa!

Ale co tam prawie pożar :)
Mamy też milsze wspomnienia. Odwiedzili nas dwaj Panowie z Niemiec - bracia. Obaj w wieku mocno emerytalnym i praktycznie bez znajomości języka angielskiego. Musiałam mocno się gimnastykować z moim słabowitym nienieckim, żeby jakoś się kontaktować. Wciąż nas rozbawiali. Byli tacy fajni, że bariera językowa w zasadzie nie istniała.
Któregoś dnia młodszy z braci zobaczył na recepcyjnym biurku książkę, którą Papas czyta z polecenia Piotrusia.



Pan wyodrębnił z tytułowych słów "nazi" i zaczął się dopytywać, co to za dzieło. Przetłumaczyłam mu tytuł i wtedy on zaczął nas zapewniać, że nie ma z procederem kradzieży dzieł sztuki nic wspólnego, bo urodził się tuż po wojnie (pół roku po śmierci ojca). Jego starszy brat był dzieckiem w czasie wojny i na pewno też nic nie ukradł z polskich muzeów. Dodał, że jego tata był komunistą i z Hitlerem nie było mu po drodze. Wciąż mamy do czynienia z poczuciem winy wśród Niemców. Przepraszają i tłumaczą. Z drugiej strony inni niemieccy Goście opowiadają nam z trwogą, że w niektórych częściach Niemiec na niepokojącą skale odradzają się stare demony. Nie wszyscy ludzie wyciągają wnioski z historii. Niestety.....





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz