wtorek, 16 lutego 2016

Mamas&Papas na przejściu dla pieszych



Decyzja zapadła. Jutro jedziemy do Xativa. Pierwszy raz usłyszałam tą nazwę. Chętnie zawitamy do mniejszej miejscowości. Walencja jest fajna, ale dla nas za wielka.
Dzisiaj wybraliśmy się do części nieturystycznej. Zjedliśmy obiad w bodega z lokalsami. Pochodziliśmy dookoła i doszliśmy do wniosku, że Walencja jest chyba dobrym miejscem do życia. Kilka minut po tej refleksji, zaczepiliśmy jakąś panią z prośba o wskazanie nam drogi do centrum. Pani chętnie nam pomogła i podprowadziła nas kawałek. Rozmowę zaczęliśmy po hiszpańsku. W trakcie zapytani zostaliśmy, skąd jesteśmy. Kiedy Pani usłyszała, że z Polski, powiedziała, że jej babcia i mama były Polkami, a ona jest Ukrainką. Od ośmiu lat mieszka w Walencji i jest to najlepsze miejsce do życia. Nie jest łatwo o pracę. W Madrycie czy Barcelonie jest dużo łatwiej i lepiej płacą, ale ona nigdy nie zamieniłaby Walencji na inne miasto. Jak widać, nasze wnioski, co do życia w Walencji były bardzo bliskie prawdy.
Zapytałam po hiszpańsku, czy Pani mówi po rosyjsku. Mój rosyjski jest trochę lepszy niż hiszpański, ale Pani stanowczo odmówiła rozmowy w języku wroga. Mówiła mieszanką hiszpańsko-ukraińsko-polską. W sumie bez problemu się rozumiałyśmy. Pani ma rodzinę w Polsce, trochę w Polsce mieszkała, a jest w ogóle ze Lwowa. Usłyszeliśmy z jej ust dużo gorzkich słów o sytuacji w jej kraju. Zarówno ekonomicznej, jak i wojennej. Z licznych rozmów z Ukraińcami wynika, że oni już potracili nadzieję. Stąd też tak tłumnie wyjeżdżają bez względu na wiek. Nasza rozmówczyni wyglądała na 60 lat, a więc wyemigrowała po pięćdziesiątce.
Miła Pani odprowadziła nas aż do dworca. Potem już radziliśmy sobie sami. Nie możemy przywyknąć, że tutaj każdy kierowca zatrzymuje się przed przejściem dla pieszych. Czasami nawet nie jesteśmy pewni, czy przechodzimy, a tu już auta stoją i czekają, aż ruszymy. Niby normalne, ale w Polsce nie jest normalne. Tak samo, jak przechodzenie na czerwonym świetle. Jak nic nie jedzie, ludzie przechodzą. A my baranki sterczymy, jak głupki. Tacy jesteśmy wytresowani przez naszych dzielnych policjantów wyskakujących z krzaków, żeby ukarać mandatem za przejście przez pustą ulicę na czerwonym świetle. Lepiej jednak nie przyzwyczajać się do logicznych rozwiązań. Wkrótce wracamy do naszej rzeczywistości.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz