czwartek, 18 lutego 2016

Mamas&Papas w Xativa




Jak żyję, nigdy nie słyszałam nazwy Xativa. Tym bardziej intrygujące było, co zastaniemy. Teraz mogę z ręką na sercu polecić to miejsce. Przeurocze nieduże miasto. Nie ma tu może zbyt wielu zabytków o światowej sławie, ale miasto ma fajny klimat. Jest zamek i urocza starówka. Miasto jest zresztą dosyć stare. Już Maurowie mieszali w jego historii.








My skupiliśmy się na wypoczynku. Mało chodziliśmy. Jakieś śniadanko i nieduży spacerek. Na śniadanie zamówiłam między innymi "sałatkę rosyjską". Nie pierwszy raz zresztą. Jest tu raczej popularna. Dziwna sprawa, bo w karcie tłumaczonej na angielski piszą "sałatka hiszpańska". A tak naprawdę nie pasuję ani do hiszpańskiej, ani do rosyjskiej kuchni. Jest na bazie ziemniaków, jak klasyczna niemiecka "Kartoffelsalat", ale z wyraźnym dodatkiem tuńczyka. Jak zwał, tak zwał. Pyszna jest.



Hotel mamy dziwny. Niby nie ma się do czego przyczepić, ale w dosyć dużym budynku jesteśmy tylko my plus jedna osoba. Nie ma za to nikogo na recepcji. Nawet jeszcze nie zapłaciliśmy, bo nie ma komu. Nie wspomnę o jakimś wsparciu informacją czy inną pomocą. Na śniadaniu walczyliśmy z maszyną do kawy, ale udało się uruchomić. Herbata pozostała w sferze marzeń :) Najwyraźniej mają niski sezon i oszczędzają na personelu. Aczkolwiek sam budynek bardzo ładny. Taki arabski....





Zamek w Xativa jest położony bardzo wysoko. Ja sobie odpuściłam, ale Papas..... Wiadomo! Niezłomny zdobywca zamków wdrapał się na szczyt i wykonał serię zdjęć.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz