środa, 17 lutego 2016

Mamas&Papas na śniadaniu

W Walencji jest bardzo dużo murali. Umieszczałam już coś wcześniej. Ten poniżej wprawił nas w dobry nastrój.



Po opuszczeniu hotelu mieliśmy trochę nadmiarowego czasu. Ambitne łażenie odpadało, bo mieliśmy plecaki. Mogliśmy szybciej wyruszyć pociągiem, ale następny był 20 euro tańszy i jechał tyle samo czasu. Wybraliśmy więc późniejszy. Dodatkowy czas i zaoszczędzone pieniądze postanowiliśmy spożytkować na śniadanie. Nie byle jakie śniadanie. Znaleźliśmy lokalną śniadaniownię. Uwielbiamy klimat tutejszych śniadań na mieście. Znamy te klimaty z innych naszych pobytów w Hiszpanii. Przede wszystkim lokal musi być na uboczu. Po prostu NIE DLA TURYSTÓW. Poza tym bywają tu tubylcy. Zarówno studenci, jak emeryci. Panowie w garniturach, jak również ubrani zdecydowanie nie wizytowo. W dużym stopniu klientela i obsługa znają się. Jedzenie też jest trochę inne. Wiadomo bacadillos są wszędzie, ale są też odmienne smakołyki. 
Rozsiedliśmy się i smakowaliśmy jedzonko i atmosferę. 











Spożywaliśmy śniadanie niespiesznie, ale i tak czasu zostało nam sporo. Zwiedzaliśmy dworzec i jego okolice. Pogapiliśmy się na pociągi. Zauważyliśmy, że dosłownie wszystkie odjeżdżały z kilkuminutowym opóźnieniem i do ostatniej chwili ludzie wbiegali na peron. Spóźnieni pasażerowie są oczekiwani, ile się da.
Zobaczcie, jak ładnie żegnają podróżnych. Napisy były w wielu językach, ale nie nalazłam po polsku.













Ostatnia fotka z dedykacją dla Ady :)


To zdjęcie jest z Xativy - kolejnego etapu naszej podróży. Jesteśmy zachwyceni! Klimatyczne miejsce, o którym napiszę jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz