niedziela, 21 lutego 2016

Mamas&Papas pomału zamykają rozdział.

Ostatni dzień w Peniscoli upłynął nam na lenistwie. Po śniadaniu w "naszym" barze zapragnęliśmy pójść na kawę do odkrytego wczoraj miejsca spotkań seniorów. Okazało się, że nie tylko nam wpadł do głowy taki pomysł. Nie było wolnych miejsc. Lokal załadowany na maksa. Nie tylko nam się tam podobało. Poszlismy po paru godzinach i udało się zająć jedyny stolik.



Na kolację wybraliśmy się do pobliskiej podrzędnej knajpy. Na pierwszy rzut oka wyglądała na zwykłą mordownię. Po bliższym zapoznaniu lokal okazał się całkiem przyjemnym miejscem spotkań lokalnej ...starszyzny. Cały czas zdumiewa nas to, jak bardzo widoczni wszędzie są ludzie starsi. Jacy są aktywni i widać ich wszędzie. W "naszym" lokalu tylko my mieliśmy jedzenie. Reszta  spędzała czas przy piwie, winie czy kawie. 




Nasza kolacja wyglądała apetycznie. Ja jak zwykle musiałam przedobrzyć. Swoją porcję polałam obficie oliwą (bo lubię i tak zresztą tu się jada). Jak już płyn wylądował na talerzu, poczułam intensywny zapach ...octu. Tak! Jak głąb, pomyliłam butelki. Głodna byłam bardzo, więc na ocet nalałam oliwy i zjadłam ze smakiem przy wtórze śmiechu Papasa. Oczywiście musiał mi podokuczać. Miał zresztą rację. Ja prawie zawsze jak się długo zastanawiam, to wybieram niezbyt fortunnie. A jak już wybrałam szczęśliwie, to musiałam spieprzyć tzn "zoctowić".

Czas zamykać ten rozdział. Nieubłagalnie wakacje kończą się. Jutro kierujemy się do Girony. Zrezygnowaliśmy z biletów powrotnych z Marsylii i wracamy z Girony przez Eindhoven. Niezbyt kolorowo widzę tę jazdę do Girony. Przesiedziałam długi czas w internecie i znowu czuję, że chcą mnie naciągnąć. Ciężko znaleźć coś tańszego, a wiem, że jest!






Jeszcze polski akcent w hiszpańskim oknie.


I kolejny raz fotka z dedykacją dla Ady :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz