Bangkok jest miastem tak wielkim, że nie da się go opisać jednoznacznie. Można tu przyjeżdżać wiele razy i zatrzymując się w kolejnych miejscach odkrywać to miasto na nowo. Jest oczywiście popularne Khao San (połączenie Krupówek z Monciakiem), interesujące zabytki i inne miejsca, ale wszystko to jest bardzo turystyczne i komercyjne. Na szczęście oprócz powyższych są miejsca, gdzie żyją normalni ludzie. Ludzie ci są na ogół bardzo serdeczni i życzliwi. I nie patrzą na białasa jak na obiekt do oskubania z dolarów, z czym w miejscach turystycznych bywa różnie.
My lubimy eksplorować miasto przy pomocy transportu publicznego. Wsiadamy w pierwszy nadjeżdżający autobus i odjeżdżamy gdzieś przed siebie.
Tym razem dopadliśmy autobus linii 35. Zapłaciliśmy po 13Bath od głowy i pojechaliśmy na drugi brzeg rzeki. Połaziliśmy tu i ówdzie. Kolejny raz natknęliśmy się na wielki kontrast między bogactwem i biedą. Na jednej ulicy.
Łaziliśmy bez celu, aż przypadkiem dotarliśmy do jakiegoś obiektu "sakralnego". Nie była to świątynia, raczej jakaś kaplica pogrzebowa.
Potem zasłużona miska w bardzo lokalnym punkcie. Przepyszna zupa! Musimy tam wrócić!
Papas i Piotruś wyszli na chwilę na stronę i oczywiście musieli zaprzyjaźnić się z lokalsami.
Wróciliśmy na nasz brzeg rzeki na pieszo. Na moście natknęliśmy się na ludzi łowiących ryby przy pomocy kuszy. Nie mieliśmy pojęcia o tym procederze. Zwłaszcza, że wody tej rzeki nie wyglądają na przyjazne jakimkolwiek stworzeniom.
Mimo, że wstaliśmy późno, dzień i tak był bardzo długi. Zasłużyliśmy nawet na jeszcze jedną kolację :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz