środa, 30 stycznia 2019

Drużyna Papasa ledwo zipie na tarasach (wpis 19.)

Banaue słynie z jednych z najpiękniejszych tarasów ryżowych. Miejsce to jest rekomendowane przez UNESCO. Z naszego doświadczenia wynika, że jeżeli ta organizacja coś poleca, to warto wybrać się tam na oglądanie.
Miało być pięknie i interesująco. I w sumie było, ale było też potwornie ciężko. Nikt nas nie uprzedził, że wybieramy się na regularny wielogodzinny trekking. Zwłaszcza, że w momencie zakupu wycieczki byliśmy zapytani, czy interesuje nas tour czy trekking. Zdecydowanie wybraliśmy to pierwsze.
Wstaliśmy na budzik i niczego nie podejrzewając wyruszyliśmy z przewodnikiem podziwiać piękne widoki.
 
 
Trafił się nam fantastyczny przewodnik – Ernesto. Cudowny człowiek, doskonały profesjonalista i do tego wulkan energii i humoru. Ernesto uratował nam tę wycieczkę. Z takim przewodnikiem było jednak dużo lżej.
Zaprowadził nas na tarasy. Przegonił po tychże. Potem punkt widokowy (znowu trzeba się wdrapywać i złazić). Potem wodospad (tym razem najpierw złazimy, a potem wdrapujemy się) i powrót przez pola. Byliśmy wykończeni! Papas miał dodatkowo stres, bo nie czuje się pewnie na wąskich obrzeżach tarasów na takich wysokościach. Zwłaszcza, że ma niezbyt miłe wspomnienie z podobnej wycieczki w Wietnamie, gdzie noga mu się obsunęła i wpadł do tarasu.





 





 
Ostatecznie daliśmy radę, ale na pewno zapamiętamy tę wycieczkę do końca życia. Z jednej strony przeczołgano nas, a z drugiej przepiękne widoki, interesująca historia (tarasy mają dwa tysiące lat) i w tym wszystkim przecudowny człowiek Ernesto. Ernesto dużo nam opowiedział o tarasach, o życiu na Filipinach, o sobie. Nie jestem w stanie tego przekazać. Papas dostał najmocniej w kość i powiedział, że w zasadzie byłby skłonny dopłacić, żeby nie znaleźć się na tych tarasach. W pewnych momentach popierałam go, ale ogólnie zmęczenie mija, a wspomnienia pozostają.






 
 





 




 



 






 




 


 






 
 
 

 
 



 
 
Na koniec Ernesto zaproponował powrót na dachu. Ja się nie zdecydowałam. Reszta drużyny umościła się na dachu i... zmokli. Zaczęło padać. Jak zwykle po południu w Banaue.
 
 
 

 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz