sobota, 19 stycznia 2019

Niesamowite spotkanie w Port Barton (wpis 11. wciąż opóźnienie)


 
 
Następnym etapem jest Port Barton. Wybraliśmy van jako środek transportu. Rankiem poszliśmy jeszcze na rozpaczliwe poszukiwanie miski. Wybraliśmy wietnamską knajpkę. Mało była wietnamska, ale lepsza niż stricte filipińskie miejsca.






Przed wyjazdem czytaliśmy, że jedzenie na Filipinach to nie to samo co w Tajlandii czy Chinach, ale nie spodziewaliśmy się, że jest tak masakrycznie.

Rozumiem już dlaczego nigdy nie spotkałam restauracji filipińskiej. Pełno na całym świecie restauracji chińskich, hinduskich, francuskich, włoskich i innych, ale filipińskiej nigdzie nie widziałam. Ich kuchnia jest tak nieciekawa, że klapa ewentualnego restauratora murowana.





 

Większość naszej energii pochłania szukanie miejsc z jedzeniem. Następnie na ogół wielkie rozczarowanie. Potem wielogodzinne dyskusje pod tytułem „jak można tak spieprzyć potrawę”. Przy czym słowo „spieprzyć” absolutnie nie dotyczy używania pieprzu. Miejsce, do którego po przyprawy płynęły setki ludzi od setek lat, nie używa przypraw w ogóle. Składniki, z których przygotowują potrawy, są takie same, jak np. w Tajlandii. Smaku nie ma wcale. Zaczęliśmy używać również enklaw z zachodnim jedzeniem. I wcale nie jesteśmy szczęśliwi. W Port Barton nie będzie lepiej.






 





Port Barton to niewielka miejscowość. Oczywiście bez bankomatu, bez internetu. Podobało się nam tam, zwłaszcza, że zatrzymaliśmy się w fajnym hoteliku. Niedrogo, super właściciele i bardzo luzacka atmosfera.












W Port Barton znaleźliśmy miejsce z naszymi polskimi zapiekankami (właściciel Polak), jak również racuchy.



W Port Barton mieliśmy kolejny raz niesamowite spotkanie. Kiedy oczekiwaliśmy na zapiekanki, Papas przyprowadził młodego człowieka. Okazało się, ze spotkał na plaży, tu na krańcu świata, Markusa, który był naszym Gościem w Hostelu Mamas&Papas. Po raz kolejny to się stało! Tym razem nawet pamiętałam go! Nasze spotkanie z naszym byłym Gościem dwa lata temu w Laosie wydawało nam się czymś tak niesamowitym! A tutaj powtórka. Markus zaczepił Papasa na plaży i zapytał, czy Papas jest z Polski. Potem zapytał, czy Papas pamięta historię o spotkaniu w Laosie, którą Markusowi opowiedział w hostelu. Niby nic dwa razy się nie zdarza. Bzdura!









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz