piątek, 28 lutego 2020

Jedziemy do Panauti (wpis 47.)

Tak, jak obiecali pogoda diametralnie zmieniła się na lepsze. Wyruszyliśmy na dworzec autobusowy.
Po drodze zaczepił nas bardzo miły chłopak, który jest przewodnikiem. Nie potrzebowaliśmy już przewodnika po Bhaktapur. Szkoda, że nie spotkaliśmy go wcześniej. Świetnie mówił po angielsku i nawet na króciutkim spotkaniu przekazał nam trochę informacji o mieście.





W ogóle mamy smutne spostrzeżenia podczas wizyty w Nepalu. Świat oszalał w panice z powodu koronawirusa. Nepal, bardzo biedny kraj, bardzo dużo traci na tej panice. Hotele i restauracje stoją puste. Bardzo źle się czuję z moją białą gębą. Widać z daleka, że jestem turystką. Wszyscy sprzedawcy pamiątek patrzą zawsze z taką nadzieją, że się zatrzymam i coś kupię. U nich też kompletny bezruch. Nepal zainwestował w akcję promocyjną "Visit Nepal 2020". Wszyscy się przygotowali, a turystów prawie nie ma. Koronawirusa w Nepalu też zresztą nie ma.

Zjedliśmy śniadanie, popatrzyliśmy na kolejny weselny orszak (rozpoczął się sezon na wesela) i poszliśmy na znany nam dworzec autobusowy na autobus do Banepa. Okazało się, że stamtąd do Banepa nie jeżdżą. Pokazali nam kierunek, dokąd mamy iść. Poszliśmy. Po drodze jeszcze zasięgaliśmy języka i szliśmy dalej .... w złym kierunku. Nie wiem, ile nabiliśmy zbędnych kilometrów. Wyszliśmy poza teren z turystami i nie było szans, żeby pojawiła się jakaś taksówka.
Teren ten był masakrycznie zaniedbany i biedny. Jakieś fabryki, niewyobrażalny kurz i żadnej szansy na taxi czy chociaż kawę.
















Nagle pojawił się napis, gdzie ostatni wyraz wyglądał na cafe. Weszliśmy. Faktycznie kawa była. Mogliśmy umyć ręce i odpocząć od kurzu. Właściciel przybytku mówił po angielsku. Pogadaliśmy.
Okazało się, że prowadzi firmę z ekologiczną żywnością. Bardzo się chwalił. Jednocześnie przed drzwiami stały w słońcu klatki z ptakami i królikami. Gęsto zasiedlone. Nie tak wyobrażałam sobie ekologiczny chów.




Najbardziej zaskoczył nas stwierdzeniem, że nie wie, dlaczego ludzie uważają, że Nepal jest biednym krajem. On tak wcale nie uważa. A wystarczyłoby, żeby wyszedł na zewnątrz. W rejonie jego firmy bieda aż kole w oczy! Po chwili powiedział, że Nepal importuje wszystko od ziemniaków począwszy. Zapytałam, dlaczego? Odpowiedział, że kto może wyjeżdża do pracy za granicę i gospodarka pada. Piękny przykład bogactwa kraju! Kto może zwiewa....
Pogadaliśmy, wypiliśmy kawę i lassi i poszliśmy dalej szukać autobusu.







Udało się i dosyć szybko dostaliśmy się do Banepa. Nie był to nasz cel, a jedynie punkt przesiadkowy do Panauti.

Uwielbiamy tutejszy transport autobusowy. Nie ma żadnych rozkładów. Stoi się chwilkę, maks 5-10 minut i podjeżdża pojazd. Konduktor się wydziera, dokąd jedzie. Ceny bardzo fajne. Tak powinno być wszędzie 😁

Dojechaliśmy bardzo sprawnie płacąc od osoby za całość 100 rupii, czyli mniej niż dolara. Chociaż na początku musieliśmy jechać na stojąco.



Na miejscu ogarnęliśmy jakiś nocleg i rozpoczęliśmy pobyt.



Po trzech godzinach stwierdziliśmy, że w zasadzie nie mamy nic tu do roboty, a planowaliśmy wstępnie być tutaj 2-3 dni. Nie było tu jakichś szczególnie interesujących miejsc, za to kurz i czarne spaliny nie do wyobrażenia. Kiedyś wydawało mi się, że to, co widziałam w Laosie, to szczyt kurzowego mistrzostwa. Nie! Nie próbuję o tym opowiedzieć szczegółowo. NIE DA SIĘ!





















Wielkim pozytywem były samosy. Mistrzostwo świata! Najlepsze, jakie jadałam kiedykolwiek!
Własnie jedzenie było problemem. Tu nie ma w zasadzie restauracji. Nie ma turystów, a lokalsi raczej nie stołują się masowo na mieście. Jest dosłownie kilka biednych lokalików, które zamykają się z kurami.













Na szczęście w naszym hoteliku mieliśmy nocleg ze śniadaniem i kolacją. Nasza gospodyni przygotowała przepyszne lokalne jedzonko, czym uniezależniła nas od braków w lokalnej restauracyjnej infrastrukturze.


Kathmandu wydawało nam się bardzo niezamożne. Bhaktapur jeszcze bardziej. Panauti okazało się jeszcze bardziej dotknięte biedą. Nawet zdjęć nie chciało się za bardzo robić. Przygnębiające.

Rano zdecydowaliśmy, że wyjedziemy, ale nie mogliśmy zdecydować się, dokąd. Dróg jest tu nie za wiele. Tempo podróży około 12km/godz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz