piątek, 14 lutego 2020

Mamas&Papas całują klamki (wpis 36.)




Przedłużyliśmy pobyt w Suphanburi o kolejny dzień. Bardzo nam tu dobrze. Mamy jednak świadomość, że trzeba się ruszyć dalej. Postanowiliśmy zostać jeszcze jeden dzień tylko i wyłącznie dla relaksu. Dosyć ganiania po upale! Pobyczymy się, poczytamy, poodpisujemy, porobimy opłaty ...... Wychodzić będziemy tylko na miskę.
Wyszliśmy na śniadanie. Postanowienie niełażenia postanowiliśmy złamać tylko ciut, ciut. Niedaleko od śniadaniowni było wysoko oceniane (w googlu)  interesujące muzeum. Tradycyjne tajskie chaty. Postanowiliśmy odwiedzić to miejsce. Poszliśmy w skwarze, ale ponieważ to niedaleko, nie zrażaliśmy się. Niestety, POCAŁOWALIŚMY KLAMKĘ. Z zewnątrz wyglądało fajnie, ale do wewnątrz nie dało się wejść.






Posterunek policji
Papas miał Plan B. Inne muzeum. Miał być dzień bez latania, ale wzięła nas jakaś taka złość na to zamknięte miejsce, że nie zważając na żar pomaszerowaliśmy do następnego miejsca.
Tam miła dziewczyna uświadomiła nas, że nasze pożądane miejsce jest ... 5 km stamtąd. Czyli znowu  symbolicznie POCAŁOWALIŚMY KLAMKĘ!!!!
Nie zamierzaliśmy więcej całować klamek. Postanowiliśmy pójść za radą googla do knajpki z chińskim i tajskim żarciem. Nadszedł czas lunchu, oceny i opinie były obiecujące. Wyruszyliśmy. Oczywiście w spiekocie i na pieszo. To też miało być niezbyt daleko.
Nie zaskoczę chyba nikogo, kiedy przyznam, że znowu POCAŁOWALIŚMY KLAMKĘ. Symbolicznie! Knajpy pod adresem nie było!
Znaleźliśmy na googlu następny, najbliższy lokal. Restauracja istniała!!! Weszliśmy, zamówiliśmy, zjedliśmy i mamy nadzieję, że nigdy nie będziemy znowu tam jeść.
Papas dostał dwa wysuszone gnaty z surową wątróbką, jako danie z kaczki. Mi przypadły w udziale kawałeczki wygotowanej ryby bez smaku plus tutejsza kulka. Kulki dodają wszędzie. Wydaje mi się, że owe kulki to zmielone wszystko, czego nie uda się zjeść w innych postaciach. Jest tanie i dają to wszędzie. Trujące to nie jest, ale nie jest wymarzony składnik naszych dań.



To nie był fartowny dzień! Upał i my całujący klamki, co rusz. Jedzenie nie bardzo. I nawet leniuchowanie nie wyszło, ale postanowiliśmy nie przedłużać pobytu w Suphanburi. Zdecydowaliśmy pojechać do Ang Thong poznać się z tamtejszym Wielkim Buddą. Największym w Tajlandii. Skoro byliśmy już tak daleko od hotelu, postanowiliśmy pójść na dworzec autobusowy zasięgnąć informacji o autobusach do Big Buddha.





Upał zaczął kąsać coraz bardziej, więc wzięliśmy na powrót tuktuka. Takimże pojazdem udaliśmy się później na kolację do białasowej knajpy, która zachwyciła nas rybą dwa dni temu. Dość eksperymentów i całowania klamek 😁


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz