poniedziałek, 10 lutego 2020

Nuda w Nakhon Pathom (wpis 32.)



W Nakhon Pathom postanowiliśmy zatrzymać się tylko dlatego, że nie byliśmy pewni, czy uda nam się przesiadka. Po Maeklong jesteśmy ostrożniejsi. Jest zdecydowanie za gorąco na przesiadkowe eksperymenty.
Z Phetchaburi postanowiliśmy wyjechać pociągiem. Dotarliśmy na stację za wcześnie, a dodatkowo pociąg miał opóźnienie. Przyjęliśmy zastaną sytuację z godnością, chociaż byliśmy bez śniadania 😢
Podjechał skład wyłącznie z 3 klasą. Nie zdziwiło nas to to, bo zapłaciliśmy tylko 44 bath za dwie osoby (ok. 5 zł). Standard adekwatny do ceny, ale nic strasznego. Tylko gorąc doskwierał. Wiadomo! Bez klimy i z czynnym co drugim wiatrakiem. Nie narzekamy 😊 Przez całą drogę chodzili i darli się sprzedawcy jedzenia i napojów. Zaryzykowaliśmy i zakupiliśmy jakiś ryż z czymś i napoje. Dojechaliśmy w dobrej formie, chociaż wysiadaliśmy w popłochu. Przegapiliśmy stację i wyskakiwaliśmy w ostatnim momencie 😁Ale zdążyliśmy.
Naszą pierwszą potrzebą było wypicie kawy mrożonej. Wyruszyliśmy na poszukiwanie, ale bez sukcesu. Wtedy zaczepiła nas jakaś dziewczyna i zapytała, czy potrzebujemy pomocy. Gdy zwierzyliśmy się, że chcemy kawy, wskazała nam kierunek. Wyruszyliśmy. Za chwilkę nasza wybawczyni dogoniła nas i zaoferowała, że jednak nas zaprowadzi. Super! Gdy doszliśmy do celu, okazało się, że kawiarnia jest nieczynna! Pani poprowadziła jakieś negocjacje z personelem i wpuścili nas do środka!!! Czuliśmy się jak w raju! Raj szybko odpłynął.










Przyszła wiadomość z hotelu, w którym zrobiliśmy rezerwację siedząc na dworcu w Phetchaburi. Napisali, że mamy w ciągu 30 minut stawić się albo potwierdzić rezerwację telefonicznie. W przeciwnym razie anulują ją. Trochę się zjeżyłam, W potwierdzeniu było napisane, że można meldować się do godziny 22. Pierwszy raz mieliśmy taką sytuację. Zadzwoniłam, ale połączenie było bardzo słabe i rozmawiałam w ogromnym hałasie dobiegającym z ulicy. Nie dało się dogadać. Moglibyśmy olać tę rezerwację, ale cena była na prawdę bardzo atrakcyjna i była to rezerwacja tzw. bezzwrotna. Oznacza to, że jak nie dotrzemy na czas i tak będziemy obciążeni. Można później walczyć, ale zdecydowaliśmy się po prostu pojechać.
Plan był, ale gorzej z realizacją. Do hotelu było ponad 4 km. Próbowaliśmy złapać taksówkę lub tuktuka. Wszystkie zapadły się pod ziemię!!! Po długim bezowocnym oczekiwaniu Papas poszedł po pomoc do kierowców taksówek motocyklowych. Gdyby nie plecaki, pojechalibyśmy motorami. Niestety, ja z garbem na plecach nie czuję się pewnie na motorze. Jeden z kierowców za 40 bath pojechał poszukać tuktuka. Przyprowadził. Pan tuktukowiec od pierwszego wejrzenia wyglądał na "sierotę". My i panowie motocykliści próbowaliśmy wytłumaczyć mu, dokąd chcemy jechać. Wydaje mi się, że ten człowiek był analfabetą, a na mapie nie znał się na 100%. Po długiej rozmowie z tubylcami, wydawało się, że Pan załapał.



Ustawiliśmy trasę na maps.me i przez prawie połowę przejazdu wyglądało ok. W pewnym momencie kierowca zjechał z trasy i wysadził nas przed jakimś hotelem, ale to nie był nasz hotel!!! Próbowałam jakoś wpłynąć na Pana, żeby jechał dalej. Pojechał i zawiózł nas do innego hotelu. Ten też nie był nasz! Widać było, że człowiek jest totalnie zagubiony i nie ma pojęcia, co robić. Papas powiedział, że jak tylko dowiezie nas do dwóch kilometrów, wysiadamy. Z jednej strony wkurzał nas, a z drugiej było go nam żal. Przejmował się porażką i był zdenerwowany. Podjęłam ostatnią próbę pokierowania nim, żeby jechał zgodnie z moimi wskazówkami (czyli maps.me). Wreszcie załapał! Jechał tak. jak mu sygnalizowałam, patrząc co chwilę w lusterko na moją minę. Papas w poczuciu uznania poklepał Pana po ramieniu, a ten natychmiast się zatrzymał i nie rozumiał, że to jeszcze nie jest kres naszej wędrówki. Papas dostał zakaz wykonywania jakichkolwiek gestów, a mi udało się uruchomić Pana ponownie. Udało się! No, prawie. Zawiózł nas do sąsiedniego hotelu, ale już nie dyskutowaliśmy. Cofnęliśmy się pieszo te parędziesiąt metrów i już! Dotarliśmy do celu!
Jest czysto, miła właścicielka, niedaleko miski, sklepiki, ale nie chce nam się tutaj być. To będzie jednak tylko miejsce na przesiadkę. Chociaż mają tu najwyższą na świecie stupę, więc jakaś atrakcja jest.
Poza tym w tym mieście miało miejsce historyczne wydarzenie. Papas zjadł trzy razy zupę jednego dnia! Zupa na każdy posiłek! Tego wyniku nie osiągnęłam w tym roku nawet ja! Znana wariatka na punkcie "noodle soup"! 




Papas obleci jakieś święte miejsca i wyruszamy dalej. Ja namiętnie nadrabiam zaległości książkowe.




Najpierw Budda Day, a potem demokratycznie wszystkie wyznania.
































Karteczka powieszona przez Papasa.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz