sobota, 29 lutego 2020

Brak planu to najlepszy plan (wpis 48.)




Po obudzeniu się stwierdziliśmy, że pogoda raczej nas lubi. Była idealna. Szybko zjedliśmy  lokalne śniadanko, które mieliśmy wliczone w cenę noclegu. I wyszliśmy. Nie było nam spieszno. Po drodze rozejrzeliśmy się jeszcze po mieście. Bida wielka. Panie tutaj piorą w rzece, jak nasze prababki. 
















Wychodząc z hotelu, nadal nie bardzo wiedzieliśmy, dokąd chcemy się udać. Wieczorem zrobiliśmy ogląd, co jest w pobliżu. Miejsca, które wytypowaliśmy, wyglądały na mega ubogie w infrastrukturę, niezbędną do przeżycia dla turystów. To są już nasze ostatnie dni w Nepalu i nie mamy czasu na ładowanie się w przygody i kłopoty.
Papas wymyślił, żebyśmy pojechali do Patan. To jedno z trzech królewskich miast, o których pisałam poprzednio. Był jeden problem. Popytaliśmy i dowiedzieliśmy się, że najpierw trzeba jechać do Kathamadu. Tam trzeba zmienić dworzec i dopiero będzie możliwe udać się do Patan.
Zdecydowaliśmy się na to rozwiązanie, chociaż obawialiśmy się, że nie wystarczy nam zapału, żeby latać między dworcami i zostaniemy w Kathmandu. To też nie bardzo nam pasowało, wszak spędziliśmy tam już 5 dni.
Wyruszyliśmy do Kathmandu.
W pewnym momencie w czasie jazdy Papas odpalił mapę i zobaczył, że dojeżdżamy do skrętu drogi w kierunku na Patan. Na szczęście byliśmy w nepalskim autobusie, więc nie było problemu, żeby wysiąść w dowolnym momencie. Zatrzymaliśmy pojazd i poszliśmy w kierunku, który nas interesował. Zjedliśmy po drodze jeden z lepszych posiłków i ustawiliśmy się przy drodze, żeby łapać autobus. Oczywiście szybciutko znalazł się taki, który jechał do Patan (za 15 rupii od osoby, czyli 50 groszy).




Patan wygląda inaczej niż Kathmadu i Bhaktapur. Niesamowite! Bhaktapur leży 12 km na południowy-wschód stolicy. Patan 4 km na południe. Trzy miasta położone tak blisko i wyglądające tak różnie.
Patan ma zdecydowanie więcej życia. I oświetlenia ulicznego 😁
Musieliśmy jeszcze ogarnąć nocleg. Weszliśmy do jakiegoś hoteliku na kawę, żeby rozejrzeć się w możliwościach. Przede wszystkim zależało nam na grzejniku. Tam nie mieli. Zaszaleliśmy i wybraliśmy dosyć drogie miejsce, ale nieliczne wśród oferujących jakieś ogrzewanie. Dobrze wybraliśmy. Ostania miejscówka w Nepalu jest super!











Tutaj poczekamy do wylotu do Polski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz