wtorek, 25 lutego 2020

Mamas&Papas w Bhaktapur (wpis 44.)



Bhaktapur jest bardzo klimatyczne. Mimo widocznej wszędzie biedy i rumowisk. Bardzo nam się podobają stroje tutejszych kobiet. Nigdy dotąd nie spotkaliśmy ulic z tak barwnie wyglądającymi paniami, noszącymi prawie wyłącznie lokalne stroje. Młode dziewczyny już raczej nie, ale i tak przeważają panie kolorowe.
Chociaż kolorowego życia to one tutaj nie mają. Widzieliśmy nawet kobiety pracujące na budowach, targające wiadra z zaprawą czy machające łopatami. A buduje się i naprawia tutaj sporo. Chociaż efekt nie jest na razie powalający.










































W mieście widać tysiące świątyń, świątynek, kapliczek. Bardzo często widać ludzi zatrzymujących się na modlitwę. W licznych świętych miejscach są specjalne dzwonki i żaden szanujący się wierny nie przejdzie obok bez zadzwonienia. W jednym miejscu Papas natknął się na zwłoki zwierzęcia, które zostało złożone w ofierze jakiemuś bogowi. Brrrr



Mamy też obserwacje związane z barami. W Tajlandii wszędzie na dzień dobry podają gratisową wodę z lodem. Tutaj na dzień dobry jest woda gorąca. Na stolikach stoi też woda zimna (w dzbanku albo butelce). Ludzie piją bezpośrednio z naczynia. Wszyscy po kolei z jednego dzióbka. My się nie odważyliśmy 😁
Potrawy kuchni nepalskiej są smaczne, ale doprawiane są w kuchni. Na stołach nie ma, jak w innych azjatyckich krajach, zestawu wielu przypraw.
Herbaty mają raczej słabe, a kawa trafia się czasami wyśmienita.


Zdarzają się też punkty mobilne. Podjeżdża wózek i sprzedaje bardzo tanio bardzo lokalne jedzenie. Na ogół jest oblegany. Chyba głównie ze względu na cenę. Raz udało nam się dopchać. Za miseczkę pysznej potrawy i jedną sporą samosę zapłaciliśmy 100 rupii, czyli mniej niż dolara. Przede wszystkim było przepyszne! Ceny są niższe również dzięki temu, że pojemnikami są stare gazety, a jako widelce służą dwa kawałeczki kartonika. No, chyba że potrwa jest z płynem, wtedy normalnie je się z plastiku plastikiem.






Muszę jeszcze wspomnieć o tutejszym jogurcie juju. Bhaktapur słynie z tego smakołyku. Nam też bardzo smakuje. Dziwi nas tylko jedno. Jogurt jest podawany w kamionkowych miseczkach, które są ... jednorazowe. Wyglądające solidnie piękne naczynko idzie po konsumpcji do kosza. W głowie mi się nie mieści 🤔


Najważniejszym zadaniem tego dnia było odnalezienie poczty. Długo szliśmy, dużo zobaczyliśmy i na koniec był sukces. Poczta zdobyta! Poczta pracuje tylko do godziny 17. Nie ma tam żadnej lampy i pocztowcy zmykają przed zachodem słońca.












































Ten kolejny interesujący dzień miał komiczno-dramatyczny finał.
Pisałam już, że oświetleniem ulic jest tu bardzo słabo. Wybraliśmy się z Papasem na kolację już po zachodzie słońca, a więc po ciemku. Idąc musieliśmy przejść kawałek po murku, żeby obejść stertę materiałów budowlanych. Ja szłam przodem. Raptem usłyszałam łomot. Obejrzałam się i zobaczyłam Papasa leżącego na ziemi. Spadł nieborak z tego murku. Na szczęście to było mniej niż metr. Przestraszyłam się, ale zanim zeskoczyłam i dobiegłam, Papas już wstał i się otrzepywał. Na szczęście w tym miejscu nie było już żadnych szpargałów ani kantów. Melduję, że nic się nie połamało ani nie poraniło. Trochę się utłukła jedna nóżka, ale nie jest źle. Nazajutrz tańczył na weselu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz