wtorek, 4 lutego 2020

Nie chcemy do Bangkoku (wpis 26.)



Trzeba coś postanowić na następny dzień. Papas coś wynalazł, ale nazwa jest równie łatwa jak Chachoengsao.
Po szybkim śniadanku, w przyjaznej temperaturze 34 stopni, udaliśmy się na przejazd lokalnym autobusem przed siebie. Nie był to jednak totalny spontan. Na maps.me śledziliśmy przejazd z zamiarem wyjścia gdzieś w okolicy dworca autobusowego. Na początku szło jak po maśle. Kiedy zauważyliśmy, że autobusik zaczyna zbaczać z naszej trasy, powinniśmy wysiąść. Pomyśleliśmy jednak, że jeszcze troszkę, jeszcze ciut i wtedy wysiądziemy.
Zamiar był, wyszło, jak zawsze. Przekombinowaliśmy i zostaliśmy wywiezieni na jakąś pętlę, gdzie były w zasadzie tylko bezdomne psy. Bardzo dużo psów. Część leniwie polegała, ale część agresywnie warczała. Nie bardzo mi się to podobało. Instynkt powiedział "wiać!". Papas ociągał się, ale ostatecznie wziął udział w ucieczce.
Podeszliśmy do zaparkowanego autobusiku. Chcieliśmy wrócić do centrum. Próbowaliśmy dogadać się przy pomocy translatora. Nie wyszło! Kierowca zadzwonił do znajomej, żebyśmy dogadali się po angielsku. Nie wyszło!
Coś jednak wyczuł. Kazał wsiadać i zawiózł nas bliżej cywilizacji. W pewnym momencie kazał się przesiąść do innego pojazdu. Posłusznie przemieściliśmy się. Tam podszedł do nas konduktor i chciał nam sprzedać bilety do Bangkoku! Nie! Nie chcemy do Bangkoku, tylko na dworzec autobusowy w Chachoengsao!
Mieliśmy farta, bo w autobusie była para tajsko-hinduska, która mówiła po angielsku. Uspokoili nas, że autobus najpierw pojedzie na tutejszy dworzec autobusowy. Nie wywiozą nas od razu do Bangkoku. Próbowaliśmy dogadać się, jak dojechać do Samut Sakhon. Niby coś się dowiedzieliśmy, ale dalej nie wiedzieliśmy, jak to zorganizować.
Po krótkiej jeździe, wysadzili nas niby blisko dworca autobusowego, ale nie udało nam się go odnaleźć. Dotarliśmy za to na dworzec kolejowy. Przypadkiem! Tam nas poinformowano, że do Samut Sakhon dojechać można tylko przez Bangkok. Coś podobnego mówiła para z autobusu. 
My bardzo nie chcieliśmy ładować się do Bangkoku. Z mapy wynikało, że da się ominąć metropolię, ale wszyscy kierują nas właśnie tam. Nie żebyśmy mieli coś przeciwko Bangkokowi, ale ile można zajeżdżać do tego samego miasta?
Już nam się trochę nudzi w Chachoengsao. Wyruszamy do Samut Sakhon. Nazwa ta kompletnie nic nam nie mówi i jak w przypadku Chachoengsao, nigdy wcześniej nie słyszeliśmy o tym miejscu. Jedziemy! Spróbujemy autostopem, żeby ominąć ten nieszczęsny Bangkok. Skoro wszystkie połączenia transportem publicznym narzucają transfer przez stolicę, spróbujemy obejść to transportem niepublicznym.
Ahoj, przygodo!!!






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz