Lotnisko, z którego startowaliśmy nie kojarzyło sie nam najlepiej. To właśnie tam dwa lata temu omal nie utraciliśmy lotu siedząc na lotnisku od paru godzin ( http://hostelik.blogspot.hk/2015/01/mamas-i-przygoda-wpis-6.html ). Tym razem poszło gładko. Niczego nam nie odebrano w czasie kontroli. Przewiozłam, oczywiście, moje nożyczki, którymi już od paru lat sprawdzam czujność kontrolujących. Nawet butelka wody przeszła. Na zapalniczki nikt nawet nie spojrzał. Wciąż zastanawiamy sie, o co chodziło z tą histerią zapalniczkową na lotnisku w Pekinie. Po niezbyt miłych wrażeniach z Pekinu z pewną rezerwą podeszliśmy do kontroli po przylocie do urzędników na lotnisku w Kunming. Byli bardzo mili, uśmiechnięci, sympatyczni. Oznacza to, że nie każdy chiński urzędnik to mroczna postać. Zdarzyło się w Pekinie, ale nie jest to normą. Na szczęście! Lot był krótki i bez przygód. Jedynym zaskoczeniem było, że przed lądowaniem kazali przestać oddychać i obsługa przeszła parę razy wzdłuż samolotu i czymś nas spryskali. Nie było to zbyt fajne. Ale mus to mus!!! Powstrzymaliśmy oddech, ile się dało. Resztę wciągnęliśmy do płuc i jakoś żyjemy.
Kunming przywitał nas miłą nieupalną pogodą. Stopni była połowa tego, co w Bangkoku - około 16. W słońcu spokojnie na krótki rękawek, a jak powiało to skok w sweter. Wieczorem trochę się zdziwiliśmy. Było po prostu zimno. Niewiele ponad zero stopni. Niby mieliśmy świadomość tego lecąc do Kunming, ale Bangkok zmylił naszą czujność temperaturą w w nocy bliżej trzydziestu niż dwudziestu stopni. Przez te kilka dni zapomnieniliśmy, że naturalna dla nas temperatura jest jednak inna.
Co nas uderzyło na początku? Zauważyliśmy, że tutejsi kierowcy są równie chamscy jak w Polsce. Może nawet bardziej nieuprzejmi! Inne spostrzeżenie - ulice cały czas są zamiatane. I jeszcze jedno - nie ma nigdzie śladów kultów religijnych. Nie spotkaliśmy żadnych ołtarzyków czy innych oznak religii w tym mieście. Zupełnie odwrotnie niż w sąsiednich krajach regionu, które dotychczas odwiedziliśmy. Ogólnie pierwsze wrażenia w meczu Chiny-Tajlandia 0:1. Oczywiście traktujemy to z przymrużeniem oka. Trudno coś oceniać po jednym dniu i jednym miejscu, ale na starcie tak właśnie to odczuliśmy. Brakuje też ulicznego żarcia, ale może w innych miejscach będzie inaczej.
Urzekł nas za to park w naszej okolicy. Nad jeziorem tutejsi ludzie spędzają wspólnie czas. Spotkaliśmy w kilku miejscach amatorskie grupy spiewające w różnych stylach, a także ludzi tańczących. Biła stamtąd tak niesamowicie pozytywna energia, że aż nie chciało się odchodzić. Nie potrafię tego przekazać pisząc, ale doświadczenie było mega pozytywne.
Spotkaliśmy nawet chińskiego hipisa!
W innym miejscu spotkaliśmy kącik matrymonialny (tak nam się wydaje). Setki anonsów na murze i tłum podekscytowanych ludzi czytających, wieszających swoje ogłoszenia lub innych zdejmujących notki.
Zauważyliśmy ponadto, że chińskie panie są bardzo szykowne, nawet, jeżeli ich stroje noszą ślady długoletniego zadawania szyku.
Kunming przywitał nas miłą nieupalną pogodą. Stopni była połowa tego, co w Bangkoku - około 16. W słońcu spokojnie na krótki rękawek, a jak powiało to skok w sweter. Wieczorem trochę się zdziwiliśmy. Było po prostu zimno. Niewiele ponad zero stopni. Niby mieliśmy świadomość tego lecąc do Kunming, ale Bangkok zmylił naszą czujność temperaturą w w nocy bliżej trzydziestu niż dwudziestu stopni. Przez te kilka dni zapomnieniliśmy, że naturalna dla nas temperatura jest jednak inna.
Co nas uderzyło na początku? Zauważyliśmy, że tutejsi kierowcy są równie chamscy jak w Polsce. Może nawet bardziej nieuprzejmi! Inne spostrzeżenie - ulice cały czas są zamiatane. I jeszcze jedno - nie ma nigdzie śladów kultów religijnych. Nie spotkaliśmy żadnych ołtarzyków czy innych oznak religii w tym mieście. Zupełnie odwrotnie niż w sąsiednich krajach regionu, które dotychczas odwiedziliśmy. Ogólnie pierwsze wrażenia w meczu Chiny-Tajlandia 0:1. Oczywiście traktujemy to z przymrużeniem oka. Trudno coś oceniać po jednym dniu i jednym miejscu, ale na starcie tak właśnie to odczuliśmy. Brakuje też ulicznego żarcia, ale może w innych miejscach będzie inaczej.
Urzekł nas za to park w naszej okolicy. Nad jeziorem tutejsi ludzie spędzają wspólnie czas. Spotkaliśmy w kilku miejscach amatorskie grupy spiewające w różnych stylach, a także ludzi tańczących. Biła stamtąd tak niesamowicie pozytywna energia, że aż nie chciało się odchodzić. Nie potrafię tego przekazać pisząc, ale doświadczenie było mega pozytywne.
Spotkaliśmy nawet chińskiego hipisa!
W innym miejscu spotkaliśmy kącik matrymonialny (tak nam się wydaje). Setki anonsów na murze i tłum podekscytowanych ludzi czytających, wieszających swoje ogłoszenia lub innych zdejmujących notki.
Zauważyliśmy ponadto, że chińskie panie są bardzo szykowne, nawet, jeżeli ich stroje noszą ślady długoletniego zadawania szyku.
To przejście dla pieszych kończy się dokładnie na krzakach |
Palnujemy następne miejsce w podróży |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz