Kolejny dzień w Lampang. Było potwornie duszno. 33 stopnie i bardzo wysoka, jak na styczeń, wilgotność. Ja zdecydowałam się nie wychodzić na dłuższą wycieczkę. Zwłaszcza, że miałam wciągającą książkę. Papas, oczywiście, zdobywał miasto. Zrobił pieszo z 30 km. Jak zobaczyłam Papasa po powrocie, utwierdziłam się w przekonaniu, że dobrze zrobiłam zostając w hostelu i jego bliskich okolicach.
Lampang jest położony niedaleko od Birmy i w przeszłości losy Tajlandii (a wcześniej Królestwa Lanna) i Birmy mieszały się. W Lampang widać to chociażby w wyglądzie świątyń. Te birmańskie różnią się od typowych tajskich. Poniżej kilka fotek z wizyty Papasa w birmańskim przybytku.
Papas odwiedził też lokalną szkołę oraz.....centrum handlowe. Skomentował, że klientela centrum mocno odbiegała wyglądem od ludzi widzianych na ulicy. Głównie "bananowa" młodzież, bardzo często monstrualnie otyłe jednostki.
W Kambodży, Wietnamie czy Laosie w ogóle nie spotyka się ludzi otyłych czy nawet tylko z nadwagą. Tajlandia jest najbogatszym krajem regionu i goni Zachód również w aspekcie niezbyt pożądanym.
Zaraz minie pierwszy tydzień naszej wyprawy. Kierujemy się w kierunku Bangkoku, żeby spotkać Adę i Piotra. Jak na razie nie mieliśmy za dużo okazji, żeby poznać innych ludzi. W Chiang Mai mieszkaliśmy w maleńkim hoteliku, a w Lampang w ogóle mało jest przyjezdnych. Na mieście widać bardzo mało białasów, a i nasz hostel jest pustawy. Trochę tajskiej pijącej młodzieży i tyle.
Ludzie w Lampang są bardzo przyjaźni. Wszyscy się uśmiechają do nas. Jest to jedyna interakcja z powodu bariery językowej, ale jest bardzo serdecznie.
Ciągle sprawia nam problem ruch lewostronny. Nie zawsze udaje się pamiętać, że przechodząc przez jezdnię najpierw trzeba spojrzeć w PRAWĄ stronę. Nie w lewą, jak uczyli nas od przedszkola. Siła nawyku jest bardzo wielka. Staramy się, jak możemy. Udaje się :)
Meczet w Lampang |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz