wtorek, 30 stycznia 2018

Banda Papasa uratowana (wpis 26.)







Jak wspomniałam w ostatnim wpisie, poszliśmy spać w naszym nieciekawym hotelu w dobrych nastrojach, wiedząc, że rano ewakuujemy się. Niestety, radość była przedwczesna.
Najpierw spać nie dała nam klimatyzacja. Urządzenia chłodzące miały z 30-40 lat. Były to bardzo interesujące egzemplarze. Mieliśmy farta, bo nie musieliśmy udać się do muzeum, żeby to zobaczyć. Kiedy zechcieliśmy pospać, huk klimatyzatora był tak dokuczający, że zdecydowaliśmy się w nocy na wyłączenie tego "udogodnienia". Zasnęliśmy nie na długo. Obudził nas inny huk. Długo nie mogliśmy ogarnąć, o co chodzi. Po jakimś czasie zorientowaliśmy się, że po prostu .... leje deszcz. Pierwszy raz mieliśmy okazję być świadkami prawdziwej tropikalnej ulewy. To nasz czwarta wyprawa do Azji. Zawsze podróżujemy w porze suchej, więc tropikalne ulewy nas omijały. Muszę przyznać, że zjawisko to robiło wrażenie. W sumie fajne doświadczenie, mimo,że huk ulewy nie dawał spać. Jeszce nie skończył się opad, w trakcie którego rozpaczliwie próbowaliśmy zasnąć, a już ktoś włączył na cały regulator lao disco. Trudno! Noc w plecy :(
Okazało się, że nasza niełatwa nocka była niczym wobec tego, co rozegrało się w pokoju Ady.
Oni też musieli wyłączyć klimatyzację. Jak zaczęło się ocieplać w pomieszczeniu, smród zaczął wyłazić z każdego kąta. W czasie tropikalnej ulewy deszcz beztrosko padał w ich łazience. Ciepło plus wilgoć spowodowały duże uaktywnienie smrodu. Ada obudziła nas wcześniej, niż planowaliśmy wstać. Nie dali rady być w swoim "pokoju". Jak wsadziłam tam nos, myślałam, że się porzygam. Szybko się spakowaliśmy i wynieśliśmy stamtąd. Obsługa wydawała się być nieporuszona filmikiem z łazienki zalewanej deszczem. Na wieść, że się wynosimy, przypomnieli nam, że mamy rezerwację na dwie noce. Czyli oczekiwali zapłaty za kolejną noc. Nasze miny nie zostawiały złudzeń, ale panowie z obsługi pobiegli do pokoju zobaczyć, czego się czepiamy. O dziwo, skupili się na lodówce, której istnienia Młodzież nawet nie odkryła. Nie wiemy, co oni tam znaleźli i nie chcemy wiedzieć. Ich miny były bezcenne. Koszmar!

Poniżej komfortowa łazienka na filmiku Ady.



Ulewa nad ranem.


Po drodze do naszego nowego hotelu poszliśmy na śniadanie. Tak zgrabnie wyszło, że jak dotarliśmy do noclegowiska, mogliśmy od razu wejść do pokoi. I weszliśmy do raju! To nic, że dosyć drogo! Nie śmierdzi moczem i grzybem. Nie leje się na głowę, Klimatyzacja pracuje dyskretnie. Łazienka tak czysta, że nie trzeba wyciągać klapek. I jeszcze śniadanie w cenie :)

Odpoczęliśmy i wyruszyliśmy na największy laotański festiwal. Dla mnie za wielki ;) Jutro pokażę zdjęcia :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz