wtorek, 9 stycznia 2018

Mamas&Papas jadą do Lampang

Postanowiliśmy zmienić miejsce pobytu. Po zatłoczonym i mega turystycznym Chiang Mai wybraliśmy nieturystyczny Lampang.
Papas pobujał się w hamaku, pożegnaliśmy naszego przemiłego gospodarza i wyruszyliśmy w dalszą podróż.







Wybraliśmy autobus jako środek transportu. Kupiliśmy 2 przedostanie bilety na ten kurs i grzecznie oczekiwaliśmy na załadunek, nie licząć specjalnie na punktualny odjazd. Faktycznie autobus odjechał z opóźnieniem, ale nam się nie śpieszyło, więc nie było stresu.




W Lampang dopadli natarczywi tuktukowcy. Szybko wyszliśmy z dworca. Tuktukowcy nie są najlepszym doświadczeniem w azjatyckich wojażach. Przede wszystkim ci z dworców i miejsc atrakcji turystycznych. Wystarczyło odejść dosłownie 100 metrów i spotkaliśmy kierowcę tuktuka w starszym wieku, który nie miał szans w walce o klienta  na dworcu. Przy pomocy jakiegoś trzeciego człowieka dogadaliśmy się i dotarliśmy do naszego kolejnego domku.






Hostel mamy wypasiony. Super warunki i blisko night marketu. Od razu przedłużyliśmy rezerwację i postanowiliśmy mieć tutaj relaks.

Takie słoniki zawijają z ręczników tutejsze obiekty noclegowe
W Lampang w ogóle nie widać białasów. Przeciwieństwo Chiang Mai. Obawiamy się, że wkrótce to się zmieni. Miasto ma potencjał i pewnie niebawem ludzie zorientują się, że warto tu zajrzeć. Póki co, my mamy okazję popatrzeć na prawdziwe życie bez napisów po angielsku i bez chmar turystów.







Dworzec kolejowy w Lampang



Najciekawszym doświadczeniem nowego miejsca była ...kiełbasa. Czytaliśmy o tajskiej kiełbasie z  północnych regionów i będąc na night markecie kupiliśmy malutką kiełbaskę na spróbowanie. Wyglądała i pachniała cudnie. Po prostu pyszna swojska kiełbaska! Papas chapnął jednego kęsa i... biegiem pobiegł wypluć ten delikates. Uprzejmie poprosił mnie, żebym też chapnęła, ale od razu zastrzegł, żebym wzięła tylko ociupinkę. Wzięłam. I pobiegłam wypluć. Smak obrzydliwie słodki. Zadziwiające! Pachniało kiełbasą, a smakowało jak najgorsze nie wiadomo co. Zdecydowanie nie polecamy i nie mamy odwagi spróbować tego czegoś w innym miejscu. Z czego to jest robione, nie jesteśmy w stanie określić. Nawet w przybliżeniu. Może trafiliśmy na jakąś ściemę? Tubylcy zajadają się tym rarytasem. Co kraj, to obyczaj :)

Na koniec zdjęcie atrakcyjne dla wtajemniczonych :D



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz